Dojście wylookałem za zdjęcia satelitarnego. Było bardzo przyjemne i suche. Kilkanaście metrów od keszowego miejsca zaczęło się mokro. Byliśmy 4 metry pod kesza i suchą stopą nie dało się dojść dalej. No to poleciałem po drzewo. Jednak za mało, żeby zrobić mostek. Nati zamoczyła jednego buta i mimo że twierdziłem, że nie ma sensu kesza zdobywać, to Ona szła w zaparte, że nie ruszy się stąd bez wpisu. No i poszła... Wodę miała prawie po łydki, ale co tam...
Kilka kroków i kesza miała w garści. Po wylaniu całej wody z pojemnika udało się wpisać na skrawku w miarę suchego logbooka. W razie czego mamy zdjęcie (
) dlatego z czystym sumieniem dokonujemy wpisu internetowego. Zanim doszliśmy do samochodu, w butach było już ciepło.
Dziękujemy za zabawę podczas zdobywania kesza.