Kurcze no co tu powiedzieć... Nieznaleziona, bo stchórzyliśmy... Słychać było tylko głuchy oddech sapiącego starca

Jak byliśmy na dole i odpuściliśmy oczywiście wychodziliśmy czołgając się pod murkiem. Nieuniknione było spotkanie z dziadkiem (właścicielem czerwonego malucha). Trochę z nim pogadaliśmy. Powiedział, że kiedyś tu jego dzieci sie bawiły, a teraz... wszystko się tu rozp*****yło :D:D Jeszcze u wrócimy z większą ekipą...