Logs [Białystok] Gimnazjum Hebrajskie
34x
4x
1x
2017-10-14 00:30
Dombie
(
1928)
- Gevonden
Nocna wyprawa do Białegostoku z Werroną - Edycja Trzecia. Tym razem to mi przypadła rola planisty, a ponieważ dwie poprzednie edycje zostały zaplanowane przez Werronę doskonale to poprzeczka była zawieszona wysoko. Z drugiej strony było mi trochę łatwiej, bo dzięki dwóm pierwszym edycjom miałem już jako takie wyczucie terenu i odległości. Generalnie chciałem, żebyśmy dokończyli dwie napoczęte w ramach poprzednich wyjazdów ścieżki i zebrali trochę quizów, bo to mój ulubiony typ kesza. Coś tam nawet w niektórych quizach miałem wykminione, więc zapowiadało się nieźle. Dostrzegając też potencjalne trudności w zdobyciu brakujących nam keszy na ścieżce żydowsko-wojennej rozesłałem wici wszem i wobec licząc, że jakaś życzliwa dusza się odezwie i pomoże. (Jak się później okazało odezwali się praktycznie wszyscy, dzięki czemu mieliśmy niesamowite wsparcie i ułatwione życie w czasie tej wyprawy, za co bardzo dziękuję!) Jednak kiedy sobie zebrałem wszystkie dane i możliwości, to się okazało, że są one rozrzucone na tak dużym obszarze, że w dostępnych dla nas ramach czasowych (czyli między ca. 21.00 a preferowanym przez nas pociągiem powrotnym o 5.10) posługując się "per pedes" nie mamy co liczyć na duże zdobycze. Zacząłem więc tworzyć różne warianty wyprawy i do tego stopnia "popłynąłem", że nawet wymyśliłem wariant przemieszczania się za pomocą miejskich rowerów. Ci, którzy mnie znają muszą czytając coś takiego pomyśleć, że "chłopu się na stare lata zupełnie zmysły pomieszały". Ponieważ zamierzałem przedstawić Werronie wszystkie opcje w pociągu (tę rowerową też, choć wiedziałem, że ona od razu będzie chciała ją wybrać, a ja zupełnie i ani trochę) to postanowiłem wreszcie uruchomić tableta (tak to się nazywa i odmienia? bo ja nie na tych technicznych rzeczach nie wyznaję), którego kiedyś tam dostałem w prezencie i do tej pory nie używałem. Oczywiście kiedy Werrona usłyszała o rowerach to zaczęła na przemian wypytywać, czy nie polecić mi dobrego specjalisty i czy zarejestrowałem się na stronie rowerów miejskich bo bez tego się nie da. Na szczęście nie zarejestrowałem się, więc ostatecznie pomysł rowerowy został odrzucony (ufff...) i po burzliwych dyskusjach uznaliśmy, że realizujemy wariant centralno-miejsko-krótkodystansowy, a obszary leśne i położone dalej od centrum zostawimy sobie na kolejną okazję. Ponieważ oprócz zwyczajowych już punktów programu (czyli dialogów o życiu oraz żulerskiej flaszki na jakiejś ławce w parku) w programie wycieczki znalazły się spotkanie z crl_ostem (to efekt mojej korespondencji) i kawka u Psikiszka (to efekt werronowej aktywności przedwyjazdowej), to zapowiadało się ciekawie...
No i wreszcie, po różnych lepszych i gorszych momentach dotarliśmy do Psikiszka na kawę. Właściwie to była to herbata, bo ja to w ogóle zdecydowanie preferuję herbatę, a i Werrona jakoś miała chęć na taki napój. Było miło i przytulnie i sympatycznie, a potem Psikiszek nas jeszcze odprowadził do kesza, od którego odbiliśmy się ostatnim razem, a który postanowiliśmy podjąć, mimo zaraportowanego DNFa. Zdecydowaliśmy się na ten krok ponieważ po pierwsze było blisko, po drugie crl_ost zapewnił nas, że kesz prawie na 100 procent jest na swoim miejscu, a po trzecie poszedł z nami Psikiszek, który wiedział co i jak i w razie czego miał ocznie i we własnej osobie zweryfikować ewentualną nieobecność kesza. Nie było to potrzebne bo istotnie kesz był na miejscu, a miejsce było chyba jedynym w promieniu 100 metrów, którego nie obmacaliśmy przy poprzedniej wizycie. Taki to był wtedy niefart. Najważniejsze, że dzięki temu keszowi osiągamy ścieżkowe minimum, co oczywiście cieszy mnie bardziej niż Werronę .
Dziękuję!