Wpisy do logu Wiadukt przy rondzie im. F. Kowalskiej
53x
3x
2x
1x Galeria
2017-10-13 23:05
Dombie
(
1928)
- Znaleziona
Nocna wyprawa do Białegostoku z Werroną - Edycja Trzecia. Tym razem to mi przypadła rola planisty, a ponieważ dwie poprzednie edycje zostały zaplanowane przez Werronę doskonale to poprzeczka była zawieszona wysoko. Z drugiej strony było mi trochę łatwiej, bo dzięki dwóm pierwszym edycjom miałem już jako takie wyczucie terenu i odległości. Generalnie chciałem, żebyśmy dokończyli dwie napoczęte w ramach poprzednich wyjazdów ścieżki i zebrali trochę quizów, bo to mój ulubiony typ kesza. Coś tam nawet w niektórych quizach miałem wykminione, więc zapowiadało się nieźle. Dostrzegając też potencjalne trudności w zdobyciu brakujących nam keszy na ścieżce żydowsko-wojennej rozesłałem wici wszem i wobec licząc, że jakaś życzliwa dusza się odezwie i pomoże. (Jak się później okazało odezwali się praktycznie wszyscy, dzięki czemu mieliśmy niesamowite wsparcie i ułatwione życie w czasie tej wyprawy, za co bardzo dziękuję!) Jednak kiedy sobie zebrałem wszystkie dane i możliwości, to się okazało, że są one rozrzucone na tak dużym obszarze, że w dostępnych dla nas ramach czasowych (czyli między ca. 21.00 a preferowanym przez nas pociągiem powrotnym o 5.10) posługując się "per pedes" nie mamy co liczyć na duże zdobycze. Zacząłem więc tworzyć różne warianty wyprawy i do tego stopnia "popłynąłem", że nawet wymyśliłem wariant przemieszczania się za pomocą miejskich rowerów. Ci, którzy mnie znają muszą czytając coś takiego pomyśleć, że "chłopu się na stare lata zupełnie zmysły pomieszały". Ponieważ zamierzałem przedstawić Werronie wszystkie opcje w pociągu (tę rowerową też, choć wiedziałem, że ona od razu będzie chciała ją wybrać, a ja zupełnie i ani trochę) to postanowiłem wreszcie uruchomić tableta (tak to się nazywa i odmienia? bo ja nie na tych technicznych rzeczach nie wyznaję), którego kiedyś tam dostałem w prezencie i do tej pory nie używałem. Oczywiście kiedy Werrona usłyszała o rowerach to zaczęła na przemian wypytywać, czy nie polecić mi dobrego specjalisty i czy zarejestrowałem się na stronie rowerów miejskich bo bez tego się nie da. Na szczęście nie zarejestrowałem się, więc ostatecznie pomysł rowerowy został odrzucony (ufff...) i po burzliwych dyskusjach uznaliśmy, że realizujemy wariant centralno-miejsko-krótkodystansowy, a obszary leśne i położone dalej od centrum zostawimy sobie na kolejną okazję. Ponieważ oprócz zwyczajowych już punktów programu (czyli dialogów o życiu oraz żulerskiej flaszki na jakiejś ławce w parku) w programie wycieczki znalazły się spotkanie z crl_ostem (to efekt mojej korespondencji) i kawka u Psikiszka (to efekt werronowej aktywności przedwyjazdowej), to zapowiadało się ciekawie...
Kawka coraz bliżej, ale zanim do niej dotrzemy mamy na rozkładzie jeszcze dwa kesze. Zakładamy, że ten będzie względnie szybki, a następny może zajmie nam ciutkę więcej czasu. Okazuje się jednak, że już przy tym możliwości jest na tyle dużo, że w końcu trochę się poddajemy i dzwonimy do Ojca Założyciela z prośbą o małego hinta. Po otrzymaniu wspomnianego w poprzedniej sentencji klucza do szczęścia, sprawa staje się już prosta. Kiedy ja zajmuję się administracją i dokumentacją, Werrona zaczyna w trybie równoległym myszkowanie za ptasią zagadką.
Bardzo fajny keszyk - bardzo za niego dziękuję!