Wpisy do logu Podziemne leżakownie 36x 0x 6x 19x Galeria
2017-10-10 16:57 slawekragnar (2078) - Znaleziona
Jak mawiał Bilbo Baggins, ryzykownie jest wystawiać stopy za próg własnego domu, bo nie wiadomo dokąd cię poniosą. I tu zaczyna się dzisiejsza wspaniała przygoda. Okazało się, że będzie to dzień wolny od zajęć zarobkowych, dzień lekko dżdżysty, jednak nie aż tak, by nie osiodłać mego stalowego rumaka i ruszyć tym koniem mechanicznym ku mrocznym kopalniom Morii w Sobótce. Krótki rekonesans motocyklem wokoło całego terenu. Od strony zamku , przez las w ten deszcz?- Nie. Zatem od bramy głównej, zagaduję do Czatownika, starszego pana zbierającego drewno na opał na terenie Browaru. Pyta tylko, czy aby mam lampkę? Chowam kask i wszystkie zbędne gadżety motocyklowe wewnątrz jednego z budynków. To zaczynam-"powiedz Przyjacielu i wejdź" . Podziemia są monstrualne, korytarze wyłożone białymi kafelkami przechodzą na raz w skalne bądź ceglane tunele, by wejść do ogromnych pomieszczeń . Otaczające mnie mroki czynią me kroki cichymi i uważnymi, rozglądam się czujnie wokoło, nie wiem sam czego się spodziewając- bandy orków, czy bandy zombie? Znajduję miejsce gdzie widać wejście nad tunele leżakowni, skórzane motocyklowe ciuchy dobrze się tu przysłużą, szczęściem nie zdjąłem nakolanników. Dwie i pół godziny kluczę to wewnątrz leżakowni, to nad nimi, przeciskając się wąskimi otworami pomiędzy segmentami, wspinając na wyższe kondygnacje, to znowu ostrożnie opuszczając się w dół. Znajduje trzy dodatkowe wyjścia z podziemi, wybite w murze. Za drabinki służą tu stare meble, drzwi, wystające cegły, pręty. Mnóstwo sterczących z niskiego sufitu przerdzewiałych elementów, czeka aż zmęczone nogi się wyprostują, a głowa wyjdzie im na spotkanie. Jeden z łączników jest bliźniaczo podobny do miejsca ukrycia kesza ze zdjęcia i tam spędzam mnóstwo czasu, przerzucając kamienie, przesypując żwir. Powtórnie robię obchód sprawdzanych wcześniej miejsc i znowu wracam do "bliźniaka"- nic. Nagle gaśnie czołówka, gdy obcieram przewodem po skale. Mam zapas, jednak słabszej jakości. Po chwili znów latarka działa, tylko włącznik odskoczył. Idąc niby znaną mi trasą dostrzegam mały otwór, do którego z zapałem się pakuję, wnętrze komory do której mnie zaprowadził pachnie keszem. Znajduję starą butelkę po piwie, która napawa mnie optymizmem, kilka minut skanowania pomieszczenia i mój uśmiech rozjaśnia pomieszczenie jak laska Gandalfa. Jest! Droga na zewnątrz okazuje się z tej pozycji banalnie prosta. Zejście w dół do korytarza z kaflami i na zewnątrz. Nie odmawiam sobie także przyjemności spenetrowania wyższych poziomów kompleksu. Panorama jaka rozpościera się z ostatniego piętra jest wspaniała, do niej prowadzi droga po, jak to nazwałem zjeżdżalni, blaszanym pokryciu dachowym, dzisiaj mokrym od deszczu. Uchachany wracam do motocykla, zauważając brak kasku, no to jeszcze raz, na chwilę powrót w paszczę molocha. Fantastyczny quest, mnóstwo adrenaliny, rekomendacja już bez zbędnych słów.Trochę się rozpisałem, ale zajarałem się straszelnie tą przygodą, ukłony dla Ojca Założyciela :)