Log entries Piaskower Bejt Midrasz
206x
5x
3x
1x Gallery
2017-09-06 23:10
Dombie
(
1928)
- Found it
Pod koniec czerwca wypuściliśmy się z Werroną na nocną wyprawę keszowniczą do Białegostoku. Wprawdzie nasze zdobycze nie były może na pierwszy rzut oka powalające (12 keszy), ale naszym zdaniem wyprawa była nadzwyczaj udana, zwłaszcza, że obfitowała w różne przygody (w tym również takie z narażaniem zdrowia i życia - w rozsądnych granicach rzecz jasna ). Najważniejsze, że Białystok nocą bardzo nam się spodobał i że nie mieliśmy żadnej wątpliwości, że niedługo będziemy chcieli operację powtórzyć. Wreszcie plany przyjęły materialną postać - początkowo miał to być wtorek, ale ze względu na zmiany, które nastąpiły w ostatniej chwili w moich pracowych sprawach - przesunęliśmy się na środę. Czasu mieliśmy tyle ile trzeba, żeby się trochę zmęczyć, a potem zdążyć wrócić do Warszawy i pójść do pracy
. Obawialiśmy się jedynie o pogodę. Z naszych stron ruszaliśmy w strugach deszczu, jednak Werrona upierała się, że w Białymstoku nie pada i że nie zacznie padać szybciej niż o 2 w nocy. A ponieważ Werrona ma w tej kwestii dość dobrego nosa, uznałem, że mogę jej zaufać. Faktycznie - q połowie drogi przestało padać, a Białymstoku przywitał nas może nie najcieplejszy, ale bardzo miły wieczór. Podobnie jak poprzednim razem trasę przygotowywała Werrona, a ja nie mogłem wyjść z podziwu patrząc na to, jak solidnie nad do dzisiejszego keszowania przygotowała.
Dziwnie regularnego i powtarzalnego rytmu nabrała ta nasza wyprawa. Kilka szybkich strzałów, a potem dłuższy czas spędzony w jednym miejscu... Jakże różne jednak emocje towarzyszą tym dotychczasowym "dłuższym czasom"! Poprzedni był pełen narastającej frustracji, a ten - mimo pozornych podobieństw, bo tu też przedłużały się poszukiwania delikwenta - powodował (przynajmniej u mnie) narastający poziom adrenaliny. Powody tej różnicy są chyba dość proste - tam bardzo szybko nabraliśmy przekonania, że kesza po prostu nie ma i że musimy jedynie to potwierdzić zanim zdecydujemy się na akcję reaktywacyjną. Tutaj - mieliśmy (jak sądzę oboje) głębokie przekonanie, że kesz JEST na swoim miejscu i że musimy go po prostu zobaczyć. Trwało to dłuższą chwilkę, zwłaszcza że kordomierze nam jakoś na początku trochę tańczyły i dopiero po jakimś czasie udało się zawęzić obszar poszukiwań. I choć był on niewielki, łaziliśmy dookoła, gapiliśmy się i... nic...
W końcu Werrona po prostu podeszła i sięgnęła po niego, a mi nawet teraz brakuje odpowiednich słów, by wyrazić:
Oba podziwy potrwają jeszcze czas jakiś. A ja życzę wszystkim - zarówno keszoszukaczom, jak i keszostworzycielom, żeby wszystkie ich kesze były właśnie takie.
Arcydzieło!
Dziękuję bardzo!
Rekomendacja dla tego kesza to jedna z najbardziej oczywistych oczywistości, z jakimi miałem do czynienia w swoim życiu
EDIT:
PS. Po chwili namysłu mam tylko jedną uwagę... Moim zdaniem trzeba zamienić miejscami oceny poziomu trudności zadań i terenu. Jak raz, są one według mnie dokładnie odwrotne - zadanie jest trudne na 3 (a może i więcej), a teren to absolutny pikuś (pewna przypałowość KOMPLETNIE nie ma znaczenia - kesza MOŻNA znaleźć ocznie i podjąć nawet w biały dzień bez jakiegokolwiek zamieszania).