2017-07-22 07:00
Dombie
(
1928)
- Gevonden
Dzisiaj jest dzień aproksymacji liczby Pi i jakoś się tak złożyło, że wreszcie wystąpiły okoliczności sprzyjające podjęciu kilku zagadek jednego autora. Zagadki są w sumie cztery, ale z jedną sobie niestety jeszcze nie poradziłem Ukojenie przynosi mi jedynie świadomość, że nie jestem odosobniony w tym niepowodzeniu. Rzeczona zagwozdka ma póki co dopiero dwóch zdobywców (przynajmniej w OC). Ja tam osobiście uważam, że za rozwiązania tych trzech powinienem dostać jakiś solidny hint od autora do czwartej, tak żeby mieć skompletowany cały komplet
.
Te trzy, które mi się nie oparły rozwiązałem już dość dawno temu, ale mimo, że w ostatnich miesiącach zdarza mi się nieopodal przejeżdżać dość często, to jakoś nie było do tej pory dobrej okazji, żeby zjechać w bok i się do nich dobrać. Albo miałem kompletnie nieodpowiednią odzież, albo pora dnia była zanadto przypałowa, a kiedy już wsztko inne się zgadzało, to w ostatniej chwili zaczynało lać jak z cebra i odechciewało się keszowania (poważnie! tak się zdarzyło trzy razy! za każdym razem ulewa zaczynała się jak byłem całkiem blisko i za każdym razem była to taka ulewa, że musiałbym być niespełna rozumu, żeby keszować...).
Dzisiaj w końcu wszystko się ułożyło tak jak trzeba. Pewnie w tym zasługa liczby Pi...
Najpierw postanowiłem przyjechać tutaj. Przyznam, że trochę się obawiałem tej miejscówki. Jakoś odniosłem wrażenie z wpisów owych nielicznych poprzednich zdobywców, że miejsce jest... hmmm... mało estetyczne. Spodziewałem się więc najgorszego, szczególnie że niedawno doświadczyłem dośc podobnej sytuacji we Wrocławiu. Skądinąd miła zagadka miała finał ulokowany w takim zagłębiu fekaliów, ze szybko odechciało mi się jakiejkolwiek eksploracji. Tutaj w sumie zaskoczenie było na plus. No dobra! Nie jest to francuski ogród, ale z drugiej strony miejsce, jak miejsce - przynajmniej w miarę z boku, więc można sobie spokojnie poszukać. A ponieważ nie ma żadnej podpowiedzi, spojlera, czy jakiegokolwiek punktu zaczepienia, a na dodatek skrzyneczka jest mikro, więc trzeba się trochę porozglądać. I znowu - sposób ukrycia okazał się miłym zaskoczeniem. Nie mam zamiaru spojlerować, więc nie napiszę nic więcej, ale muszę uczciwie powiedzieć, że całość - zagadka + sam kesz oceniam bardzo pozytywnie. Oczywiście, okazało się, że na miejscu nie mam ze sobą nic do pisania. W sumie to nie jechałem na kesze tylko w innym celu i to, że tu dziś trafiłem to trochę improwizacja, ale na ogół jakieś tam pisadło w aucie jest. A dzisiaj - jak na złość - nic. Dlatego zmajstrowałem sobie "pseudo-pisak" z nadpalonego patyczka i dla pewności jeszcze dołączam fotkę logbooka.
Dzięki za tego kesza!