Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu Marian i Babcia...    {{found}} 20x {{not_found}} 0x {{log_note}} 3x  

2516528 2017-06-23 21:30 rekomendacja Dombie (user activity1928) - Znaleziona

Jakiś czas temu w naszych (czyli Werrony i moich) pomysłach na keszownicze wyprawy pojawił się Białystok. Argumenty przemawiające za taką wyprawą były co najmniej dwa. Po pierwsze, już tylko pobieżny przegląd tutejszych keszy pokazuje dużą różnorodność tematyczną i klimatyczną. Oboje z Werroną lubimy kesze z historią, w trakcie naszych wypraw nie spieszymy się - szukamy raczej ciekawych klimatów i - jak to lubi nazywać Werrona - przygody . Po drugie, z Żyrardowa mamy doskonałe połączenie pociągiem - bezpośrednio i kilka razy w ciągu dnia. Niecałe trzy godzinki i jesteśmy w Białymstoku. To akurat tyle, żeby sobie w podróży porozmawiać na tematy różne, albo (w drodze powrotnej) zaliczyć z jedną, czy dwie regenerujące 15-minutowe drzemki... No i w końcu udało się nam ustalić termin eskapady. Ja wziąłem na siebie logistykę, a Werrona przygotowanie planu, czyli trochę inaczej niż zwykle. Ciekaw byłem, co też się w tym werronowym planie znajdzie, no i - muszę już teraz z przyjemnością to powiedzieć - nie zawiodłem się ani trochę. Zresztą, w ogóle nawet nie dopuszczałem takiej możliwości, że plan Werrony okaże się nieciekawy.

A plan był taki, żeby w miarę za dnia dotrzeć w rejon CHfasta i zacząć z przytupem od dwóch Marianów plus ewentualnie czegoś jeszcze w CHfastowym mikro-zagłebiu keszowym. Ponieważ tego dziennego światła zostało już raczej niewiele, więc żeby nie tracić ni chwili złapaliśmy na białostockim dworcu taksówkę i poprosiliśmy o podwózkę w rejon Oczyszczalni Ścieków. Na pierwszy ogień miała pójść Babcia, a dopiero potem planowaliśmy eksplorację głównego obiektu. No i z analizy map wszelakich wyszło nam, że jak dotrzemy szybkim transportem pod Oczyszczalnię, to do Babci będzie rzut beretem. Zastanawialiśmy się jak też zareaguje taksówkarz na taki kurs, ale - ku naszemu zaskoczeniu - w ogóle go to nie ruszyło. Przynajmniej na początku tak to wyglądało, bo po wstępnej rozmowie o mózgach zaczął się jednak interesować, dlaczego my tak do tej Oczyszczalni chcemy. Wyjaśniliśmy, że to nasze hobby - jeżdżenie po świecie i oglądanie tego rodzaju obiektów, na co on przejętym głosem stwierdził, że... w Białymstoku jest jeszcze druga Oczyszczalnia i że koniecznie też tam musimy pojechać.

Wycieczka od początku nabrała właściwych rumieńców...

Wysiedliśmy sobie tam, gdzie planowaliśmy i rzeczywiście, po kilku minutach spacerku przez pola, świeżo wykoszoną drogą dotarliśmy do celu. Z lokalizacją obiektu skrywającego pierwszy etap nie było żadnych problemów, ale trochę się namordowaliśmy przy dobieraniu się do skryjówki - oczywiście dlatego, że wbrew radom Ojca Założyciela nie zabraliśmy stosownego narzędzia (mea culpa - ZAWSZE go ze sobą wożę w moim keszoplecaczku, ale ostatnio używałem go do czegoś tam innego i zapomniałem odłożyć na miejsce). Na szczęście udało się narzędziem improwizowanym, no ale wydłużyło to całą operację, bo i odłożyć chcieliśmy jak należy. Kiedy ja zajmowałem się przywracaniem skryjówki do stanu wyjściowego, Werrona udała się do etapu drugiego i tu pojawił się kolejny mały schodek. Otóż wskazówka wyblakła co nieco, no i jej kluczowa część okazała się zupełnie nieczytelna. Na szczęście wśród poprzednich zdobywców nie zabrakło takich, do których mogliśmy alarmowo zadzwonić z prośbą o przekazanie tego kluczowego słowa. Odświeżyliśmy więc nieco samą wskazówkę i ruszyliśmy po finał. Ten okazał się godny całego kesza i związanej z nim historii. Samo znalezienie okazało się dość proste, ale poświęciliśmy dłuższą chwilkę na dokonanie poprawnego wpisu do logbooka - bardzo się przejęliśmy tym, żeby uczynić to możliwie najstaranniej. Zresztą - jak się okazało - wpisywanie się do logbooka może być bardzo wciągającą czynnością .

Co tu dużo gadać. Marian ten to Marian najwyższych lotów. Nawet gdyby skończyło się tylko na tym jednym keszu bylibyśmy z całej wyprawy zadowoleni! Dlatego absolutnie zasłużona rekomendacja - oby więcej takich Marianów!

Dzięki wielkie!