No, tu lekko nie było. Najpierw Meteor zaglądał do środka leciutko wspinając się na brzegu tuby. Nic nie widać. Potem podsadził mnie na barana, czy czegoś nie zobaczę. Nic nie widać. Nie ma rady, trzeba wejść. Tylko jak? Hm, chyba trzeba przynieść rower. No i ja trzymałam rower a Meteor się gramolił. I tak zespołowo złupiliśmy. Tylko parę razy dostałam z buta w głowę. Dobrze, że na dole nikt nie szedł wtedy, bo by się mocno zdziwił widząc sterczące nogi Meteora z tuby.... :D
Obrazki do tego wpisu:A czyje to buty? Czyje? Meteora! :D