My, grzeczni z natury, samochody zostawiliśmy przy głównej drodze. A bo jakiś szlaban, a bo początek lasu, a bo w sumie nie wiadomo, czy można wjechać, a bo ciemno, a bo my nie tutejsi.
Jak się później okazało - można było.
Ale spaceru nigdy nie za wiele! Z latarkami w dłoni ścigaliśmy ekipę, która z rozpędu porzuciła rowery na początku trasy i pognała przed siebie. Po nitce do kłębka - i to jakiego! Całe ognisko zapłonęło.
No i spotkało się kilka ekip.
Kolejna skrzynka z mega pomysłem i wykonaniem. Doceniam i rekomenduję.
Dziękuję za zabawę!