Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu Meteor2017    {{found}} 6x {{not_found}} 0x {{log_note}} 4x Photo 55x Galeria  

2396610 2017-02-21 10:15 Dombie (user activity1928) - Znaleziona

Dopiero co wróciłem z podróży, która tym razem - ku mojemu wielkiemu niepokojowi - nie miała absolutnie nic wspólnego z pracą, a tu nagle zatrąbiło z krzaków, że się nowy Marian urodził - i do tego na cześć Marianowego Stwórcy Meteora. Oczywiście w pierwszej chwili pomyślałem sobie, że inni lokalni i nielokalni zdobywcy tłumnie ruszą po laury i zaspokojenie ciekawości dotyczącej dezintegracji, ale ślady po 12 strzałach do kordów były niecelne, a łażenie wzdłuż wszystkich torów i szukanie na Wallsona najwyraźniej nie przynosiło sukcesu, co mnie zdresztą nie dziwi, bo torów w tej części Atlantyku jest dość sporo. Dlatego popatrzyłem sobie na całość, ustrzeliłem zielonego ptaszka w Opensprawdzaczu i czym prędzej nabyłem miejscówkę na parostatku, który miał wypływać za parę godzin z Guzowa do Tristan da Cunha z międzylądowaniem w Timbuktu. A ponieważ z Timbuktu byłoby trochę daleko, no i w tamtych okolicach ciągle raczej niespokojnie, dlatego postanowiłem, że po zapadnięciu afrykańskiego zmroku, korzystając z gwiaździstej nocy, spuszczę się z parostatku jakieś 300 km na południe od Cape Three Points i końcówkę dopłynę na dmuchanym materacu, którego na co dzień używałem do owijania tłuszczu tak, żeby sprawiać wrażenie mniej apetycznego dla ewentualnych kanibali, których mogłem spotkać po drodze. Jak postanowiłem, tak uczyniłem. Koło 1.12 czasu polskiego tylne światła oddalającego się na południe parostatku rozpłynęły się w równikowej nocy, a ja pracowicie przebierałem łapkami, na które założyłem szerokie płetwy, żeby mi było łatwiej pokonać płynący w przeciwnym kierunku Prąd Południoworównikowy (a może zresztą była to jeszcze końcówka Prądu Benguelskiego, bo wcale znowu nie był taki ciepły). Obok mnie przepływały stadka przyglądającego mi się z zaciekawieniem planktonu, co zresztą nie wychodziło im na dobre, bo kiedy się we mnie wgapiały, podpływały do nich od nawietrznej wielkie węże morskie i połykały je w całości swoimi uzbrojonymi po zęby w zęby paszczami (od nawietrznej, bo - jak wiadomo - plankton nie zauważa wprawdzie zlewających się z kolorem wody węży morskich, ale wyczuwa je ze względu na dużą ilość gazów, jakie powstają w ich przepastnych trzewiach przy trawieniu planktonu i innego pokarmu). Rankiem dotarłem w pobliże keszomiejscówki, co rozpoznałem dzięki unoszącemu się na sąsiedniej fali butowi Mariana - musiał go biedak zgubić przy zakładaniu kesza z Werroną, zresztą obok przebiegały tory linii kolejowej łączącej Wyspy Świętego Tomasza i Wyspę Wniebowstąpienia. Dalej jednak nie byłem pewien, gdzie następuje dezintegracja, dlatego postanowiłem poprosić o pomoc Białego Delfina Uma.

- You're talkin' to me? - odezwał się niespodziewanie głosem Roberta de Niro Um, kiedy go zawołałem donośnym głosem poprzedzonym charakterystycznym cmokaniem.

- Drogi Umie - zaćwierkałem (a może raczej zastękałem) w odpowiedzi - daj mi jakiegoś hinta, gdzie Werrona z Marianem schowali tutaj kesza, plizzz - i dodatkowo jeszcze zrobiłem maślane oczy, bo jak wiadomo delfiny to lubią.

- Obok torów - stwierdził ten łobuz uśmiechając się jednocześnie tym swoim przebiegłym uśmiechem. - Bardzo się oboje przy zakładaniu napracowali i na pewno nie byliby zadowoleni, że komuś spojleruję. Ostrzegli mnie zresztą, że napiszą mi na ogonie "Um to papla" jak coś komuś powiem. Sam musisz go znaleźć...

Kiwnął mi jeszcze płetwą na pożegnanie i odpłynął na północny-zachód. I co miałem zrobić? Egoista jeden - na pewno zazdrościł mi mojego materacyka, który w międzyczasie pokrył się grubą warstewką mszywiołów.

"Gdzie może być to narzędzie dezintegracji" - zastanawiałem się niespokojnie, bo mszywioły zaczynały się już powoli namawiać jak się mnie pozbyć, ale na szczęście zaraz potem go zobaczyłem. Ostrożnie, idąc za radą Matki Założycielki, chwyciłem go za boki i powoli rozciągnąłem. Kesz trochę pochrumkał i poburczał, ale na szczęście mnie nie zdezintegrował - może dlatego, że jestem trochę za duży... Ewidentnie uznał, że jestem niegroźny, co przepełniło mnie dumą i poczuciem spełnienia. Spełnienia tym większego, że w środku był jeszcze ciepły FTF .

Zaraz potem rozległy się głosy zwierząt i zza nieodległej fali wyłonił się pospieszny do Libreville przez Sao Tome. Akurat miałem pod ręką komórkę, więc zgodnie z poleceniem Matki Założycielki cyknąłem mu fotkę i tak się skończyła ta poranna przygoda.

PS. Dziękuję bardzo i przepraszam, że trochę zaspojlerowałem innym, jak sobie poradzić z tym keszem. Mam nadzieję, że Matka Założycielka i Marian, jak również Meteor mi to wybaczą.

Ostatnio edytowany 2017-02-21 14:45:43 przez użytkownika Dombie - w całości zmieniany 1 raz.
Obrazki do tego wpisu:
Zielony ptaszek
Zielony ptaszek
Gwiaździsta noc
Gwiaździsta noc
Kanibale przygotowujący posiłek
Kanibale przygotowujący posiłek
Prądy morskie w sąsiedztwie kesza
Prądy morskie w sąsiedztwie kesza
Wąż morski wydzielający gazy po spożyciu pokarmu
Wąż morski wydzielający gazy po spożyciu pokarmu
Pospieszny do Libreville (w oddali oddalający się Um)
Pospieszny do Libreville (w oddali oddalający się Um)