Ze znalezieniem poszło w miarę gładko. Schody zaczęły się później, bo po podjęciu kesza pojawiła się ludność tubylcza w sile dwóch osób i zaczęła niedaleko spożywać jakiś trunek z kartonika. Wycofałem się na z góry upatrzone pozycje w samochodzie i musiałem poczekać prawie godzinę zanim sobie poszli. Bez wymiany.