Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu Projekt PL: Wola Wyżna [EM-130]    {{found}} 125x {{not_found}} 7x {{log_note}} 8x Photo 3x Galeria  

2260142 2016-07-30 12:40 aneczka100+JB (user activity2704) - Komentarz

Tylko komentarz, bo nie udało się sprawdzić miejsca w sposób dający prawie pewność (na ile coś takiego w naszej "profesji" - szczególnie w miejscach typu "Wola Wyżna" - istnieje), że kesza nie ma.

Do tematu podchodziliśmy dwukrotnie. Pierwszy raz (25.07) od zachodu, tam gdzie od szosy (ul. Droniowicka) zachęcają do tego najpierw polna droga, a potem całkiem przyjemna łąka. Doszliśmy na kilka metrów od koordów, ale dalej dno Liswarty szybko idzie w dół - jak to opisywali zeszłoroczni zdobywcy - a dla nas bezwoderowców taka sytuacja, to zawsze bardzo poważny problem. Odtrąbiliśmy więc odwrót...

Drugi nasz atak miał miejsce już w trakcie wyjazdu z Projektu PL. Tym razem samotnie poszedł JB, który - korzystając z porad Wojtka z hirsh team rodzinny (dzięki!) - mimo niesprzyjających warunków terenowych wybrał dojście od wschodu. Poważną przeszkodą jest tam roślinność, sięgająca najpierw kolan, ale im bliżej koordów, tym wyższa. Na samym końcu trzciny w pełni go (6 stóp 3 1/2 cala wzrostu!) już zakrywały. Jakoś udało się wreszcie dotrzeć na miejsce - trochę po lekkim błocie, trochę po pniu powalonego drzewa. Tam można się było rozejrzeć, wykorzystując do tego sterczące nad lustrem wody dość grube gałęzie/konary jakiegoś drzewa, które tam kiedyś rosło. Niestety taka obserwacja nie okazała się skuteczna. Gdyby pójść w gumiakach, to na wschodnim brzegu można wejść do wody (bo - przynajmniej pod tymi konarami - w odróżnieniu od zachodniego jest tam płytko) i sprawdzić jeszcze od dołu. Ale nie w butach trekkingowych... W tym czasie zaczęło rzęsiście padać i to był koniec.

Po tym, jak te drzewne macki zaczynały już nie wytrzymywać ciężaru obserwatora jedynym pozytywem wyprawy wydawało się więc to, że JB nie spadł tam do wody pozostając mniej więcej w stanie zbliżonym do suchego. Wszystko zweryfikowała jednak droga powrotna poprzez tę bujną roślinność obficie zraszaną padającym deszczem. W efekcie po dojściu do samochodu komfort wynikający z uniknięcia kontaktu z wodą rzeczną w zasadzie jakby się rozmył, a JB musiał poddać się procesowi całkowitego wyżymania oraz pełnej zmianie garderoby.

I to tyle "w tym temacie". Tak więc raczej od wschodu...