No tak - jest obiekt, to Ćwir musi wejść.
Jednak Nati mnie wyprzedziła. Nie pozwoliłem Jej wejść na swój komin, to tym razem pozwoliłem Jej zaatakować tę konstrukcję. Podziwiałem z dołu chybotanie wieży i uporczywe poszukiwania kesza. Po paru minutach Nati zeszła na dół i zakomunikowała, że kesza nie wymacała. A szukała wszędzie. No cóż - pomyśleliśmy - może komuś spadł? I faktycznie pojemnik bez logbooka i zatyczki znaleźliśmy na ziemi (zdjęcie 1). Nie mieliśmy przy sobie logbooków, gdyż spacer był spontaniczny, więc włożyliśmy to, co mieliśmy. Zrobiliśmy też prowizoryczną zatyczkę (zdjęcie 2). Postanowiłem tym razem sam zaatakować górę i zostawić go zgodnie z opisem. Gdy zostało mi 6 stopni do szczytu, nagle zawiało i zakołysało całością. I ja, który dopiero co zostałem odznaczony skrzynką tygodnia na ponad trzydziestometrowym kominie, nie dałem rady wejść ani szczebla wyżej. Komin się nie chwieje - to ustrojstwo owszem. Rozdygotany dałem radę zejść na ziemię. Nati, ujrzawszy wyciaganego przeze mnie kesza z kieszeni stwierdziła, że wejdzie jeszcze raz i go zostawi na górze. Tak też uczyniła.
Podziwiam Ją za to.
Dziękuję za wrażenia!