Piąteczek, piątunio, piątolongo! B4 wspaniały. Początkowo tylko 2 ekipy na kordach, ale z czasem zjechała się reszta, która zapowiedziała wcześniejszą wizytę. Organizator też się jakoś pojawił.
Miejscówka wspaniała. Fakt, że oddalona od DAGu, ale za to bieżąca woda pod ręką była. Pierwsza noc spokojna, choć rano nie było za ciekawie.
Poranek powitał nas wspaniałym słońcem. Zjechała się kolejna część ekipy. Nawet udało się nam w miarę szybko wyjechać, ale na strefie zrzutu nam trochę zeszło. Szybkie selfi z lamą i do lasu. Tylu samochodów w tym miejscu jeszcze nie widziałem. Chwilę później juz każdy chodził ze swoją grupą. W końcu mogłem porozglądać się po innych obiektach na spokojnie, bo tak to albo pierwszy pościg za skrzynkami, albo później reaktywacje, czy też przewodnictwo innym grupom. I nawet później dostałem rozkaz trzymania tyłów.
A no i pierwszy raz pieszo! Legalnie.
Znaleźliśmy nawet czas na obiad. Nawet smakowało. Wieczorem zmęczenie się odezwało i opuściłem ekipę dość wcześnie. Jak się potem okazało - przegapiłem największą atrakcję wieczoru.
No ale cóż. Potrafię to sobie wyobrazić. I nawet alarmu nie słyszałem!
Dzień drugi już w mniejszym gronie. Tak na spokojnie udało się nam dokończyć projekt.
Podziękowania dla Gustawa za transport oraz za uratowanie mnie w rzece. ;)
Wołkowi dziękuję za przygarnięcie mnie drugiego dnia.
Kamil... No dzięki za event, ale było ujowo jak zwykle.
:P