Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu Bez odwrotu    {{found}} 8x {{not_found}} 0x {{log_note}} 11x Photo 12x Galeria  

2168175 2016-05-28 01:07 rekomendacja Charon7 (user activity2697) - Znaleziona

Kiedyś myślałem o sztolniach, jaskiniach poprzez filmy i wyprawy innych ludzi, może nawet i znajomych. Nie znałem tego, bo na swoim terenie nie miałem takich obiektów. Jedyną jaskinią,  którą mogłem się poszczycić to były Groty Miechowskie, a po za nimi już nic. Strach zawsze był koło mnie, ale zwykle chowałem go głęboko do kieszeni. Oprócz lin i technicznej części do pokonywania barier jest jeszcze pasja i ciekawość, która nakręca ten cały mechanizm ludzkości jaką jest cywilizacja. Inni powiedzą, że to za sprawą kobiet, mężczyźni dla nich przełamują coraz to nowe bariery. Pewnie i tak, w pełni się z tym zgadzam, ale to muszą być specjalne kobiety, wyjątkowe.  Dwa lata temu, w październiku 2014,  świeżo po wykopaniu wielkiej dziury w gdyńskim lesie na reaktywację kesza, Lady zaciekawiła mnie projektem. - "Podziemną Gdynię" zrobiłeś, ot tak, na luzaku, prawie że w kapciach, a jeśli chcesz poznać prawdziwie extremalne i trudne kesze, to przyjedź do Bytomia. W Bytomiu jest coś idealnie dla Ciebie i tam się na pewno odnajdziesz... " - Tak mówiła LadyMoon  . Nie znamy sią długo, ledwie parę miesięcy. Ale ona dobrze wie, czego ja chcę od OC. I stało się, po paru miesiącach przyjechałem do Bytomia. W całej bytomskiej ścieżce są bardzo trudne skrzynki, właściwie ekstremalne, jak sama nazwa geościeżki wskazuje, a dwie wyjątkowo wredne. Te wredne się najbardziej kocha.  Zacząłem od „Nevermore”.  Kruk pokazał mi dosadnie swój czarny charakter. Za drugim przyjazdem dopiero go obłaskawiłem. Następnie resztę skrzynek ze ścieżki stopniowo zdobywałem. Nie, to złe słowo, te skrzynki pozwalały, bym je zdobył/wpisał się do ich dziennika. To jest jedyna ścieżka w Polsce, w której skrzynki decydują kto się do nich wpisze. Oprócz podstawowych cech, jak uporu i determinacji trzeba jeszcze w sobie parę innych, ważnych cech posiadać. Dlatego ścieżka ta, ma tak mało zdobyć... I na koniec, na deser zostawiłem sobie ”Bez odwrotu”. Deser, bardzo umownie powiedziane. To prawdziwa mega exploracyjna przygoda. Przy pierwszej wizycie ponad pół roku temu, od pierwszego momentu już byłem gotowy. Gdybym miał na miejscu trochę więcej sznurka, nie zastanawiał bym się długo. W tym samym momencie LadyMoon przeraziło, że tak szybko się oswoiłem. Mimo, że w głębi podesty były wycięte, bardzo głęboko, tak głęboko, że światło bardzo mocnej latarki z wielkim trudem jest wstanie przebić się przez mroczną głębię i wszechobecną,  wieczną mgłę. Tak, te pierwsze podesty były ledwo widoczne. Złomiarze mocno okaleczyli legendę. Teraz obiekt stał się bardziej mroczny, jeszcze bardziej niedostępny. Poziom trudności zdobycia skrzynki podniósł się znacznie w górę, przed wycięciem podestów stopień trudności był już ustawiony maksymalnie. To teraz to jest już naprawdę  Hardkorprzez duże H. Czyli wręcz idealny dla mnie.  Wiem, ile ja jeszcze mogę, zdaję sobie z tego doskonale sprawę. Wiem, kiedy ja jeszcze mam sporo zapasu siły, nawet tej wewnętrznej i kiedy jeszcze sporo mi brakuje do zbliżenia się do bariery rzeczy niemożliwych. Kiedy inni, odważniejsi, poddają się, bo coś w nich pęka, lub pojawia się strach tak duży, że przerasta wszystko to daje mi to tym bardziej większą siłę i satysfakcję. A poza tym, przynajmniej nie będzie tłoku na miejscówce    To taka moja mała pycha. I w tym momencie LadyMoon powiedziała NIE. "Nie zejdziesz tam". I było pozamiatane. Jak LadyMoon mówi „Nie”, to nie ma szans na wejście tam, czyli do miejsca, do którego mnie sama zachęcała. Eh, to znaczy, że już jest grubo, i poważna sprawa. Na nic moje przekonywania, dyskusje, zapewnienia. Jest „NIE” i koniec!!!  Obiekt robił się coraz bardziej mroczy. Przez ostatnie miesiące okaleczano go dalej. Ja za to czułem coraz większy zapał, ale i też pokorę. Na drodze do celu stała LadyMoon, jedyna która potrafi poskromić wszystko, nawet TEN obiekt. Wtedy mówiła do mnie: „To jeszcze nie czas na Twoje zejście”. Czyli, jak myślalem, nadzieja jeszcze nie umarła  Mijały miesiące. Padł pomysł na zdobycie skrzynki z większą ekipą i z toną sprzętu, ale terminy się nie zgrały. Chłopaki poszli beze mnie. Może było schodzić bardzo bezpiecznie, ale jednak zbyt tłoczno jak dla mnie. Zdecydowanie jednak wolałem samotność. Męczyłem LadyMoon, żeby zdjęła mi zakaz, bo nie chciałem robić eksploracji bez Jej zgody, a nie podobał mi się ten zakaz, oj nie podobał. No ale to jest JEJ kesz i JEJ miejsce. Z takim argumentami, nie mogłem się przeciwstawić.

Pewnego dnia powiedziała: „Jak chcesz to schodź do kesza, ale sam”. Trochę mnie to wbiło, aż nie wiedziałem co powiedzieć. Taka decyzja, tak nagle, po tylu miesiącach prośby o zgodę i tak bez powodu, jak gdyby nigdy nic. I to jeszcze sam? Tony sprzętu też nie mam, jak Ci poprzedni eksploratorzy. Trochę strach zajrzał mi w oczy. Trochę sznurka mam, no i więcej niż jeden karabinek  , więc może się uda. Do górnej asekuracji i kontaktu radiowego poprosiłem Sebastiana. Cała reszta była w moich rękach. Sebek zrobił tak zwane „betonowe stanowisko”.  Tak to zrobił, że chyba całą karawanę słoni można było opuścić bezpiecznie w czeluść. „Tu jest jeden karabinek, gdyby ten pękł, to zabezpiecza go jeszcze drugi karabinek, ale gdyby oba pękły, to tu są jeszcze dwa karabinki, które zabezpieczają te poprzednie”. Patrzyłem i nie wierzyłem oczom. Jest ok, chyba tylko meteoryt mógłby to wszystko rozpieprzyć, a i pewnie też nie na pewno, takie było to stanowisko.  Wtedy poczułem ulgę, jak to dobrze, że dalej idę sam. Przy takim zabezpieczeniu stanowiska nie musiałem bać się o nic. Jak już wszystko mieliśmy gotowe to przyjechała LadyMoon. „Przyszłam tylko po to, żeby sprawdzić czy wszystko jest dobrze, pogrzać się przy ognisku i ewentualnie obłaskawić obiekt" - powiedziała na przywitanie. Super!!!  Dla mnie bajka, bo dobre i to. Zawsze to trochę raźniej, gdy ktoś będzie czekał u góry. Zaglądamy przez otwór w czeluść, jest tylko gorzej, bo nic nie widać. Wszechobecna mgła. Dość mocna latarka nie jest w stanie przebić się przez chmurę mgły. Nie widać nawet fragmentu podestu. Dopiero jak LadyMoon pochyla się nad czeluścią i świeci swoim super światłem to wtedy widać drabinki i podesty. Do zjazdu mam przygotowaną moją szczęśliwą zieloną linę. Jestem wodo i mrozoodpornie ubrany, mam kask, 2 latarki, jakiś sprzęt na wszelkie ewentualności, sto metrów dodatkowej liny na plecach, do przepinki. Pozostaje już mi jedynie zrobić jeden krok, ten najważniejszy: udać się otchłań, w czeluść, w coś czego nie widać, a wiesz że tam jest. No i stało się, zrobiłem ten pierwszy krok, i zawisłem na linie. Nad głową miałem LadyMoon i Sebastiana, a pod butami dalej było widać tylko mgłę, lina ginęła w ciemnościach. Pojawiło się nowe doznanie, niezbyt przyjemne, bo ten cały sprzęt zaczął mi ciążyć, najbardziej dodatkowa lina i kanciasta torba z aparatem, aż musiałem przyśpieszyć zjazd. Dziwne uczucie, obijałem się o ściany zawieszony na cienkiej linie, światła na górze po woli nikły. Zjeżdżałem po raz pierwszy w życiu w TAKIE miejsce. Piękna, stara, poniemiecka cegła, mogłem podziwiać ją w całej okazałości.  Wszystko było mokre, wilgotne, czym niżej, tym mocniej było słychać szum wyciekającej wody, z jakiejś nieokreślonej instalacji. W końcu dostrzegłem pierwszy cały podest, liny 50 metrowej zostało jeszcze parę metrów zapasu, od razu pojawił się u mnie uśmiech i ulga że wylądowałem na podeście. Podłoże zaczęło mieć jakiś realny kształt, to nic, że wszystko jest mokre, ale ma swój klimat. Sporo gruzu jest na podestach, wszystko pokryte jeszcze dodatkowo błotem i kalcytem. Łączność radiowa nadal jest bez zarzutu. Sebek gdzieś mi wcisnął tlenomierz, no ale jeszcze mam czym oddychać. Wypakowałem się, dopiąłem setkę i piętrami/podestami schodzę coraz niżej, wprost do piekła . Zawsze mnie to fascynowało, jak można zbudować taką konstrukcję pionowo w dół aż 520m, w czasach kiedy sprzęt był naprawdę ubogi i wszystko w kilku warstwowej cegle. Dobra, stara przedwojenna robota, w dodatku niemiecka.  Doszedłem do magicznego znaku - XI, na początku bałem się że przejdę znak, po drodze nie było żadnej innej numeracji i nagle pojawiła się ta jedenastka. Tam, gdzie jeszcze woda na głowę mi się nie lała, to udało mi się porobić zdjęcia. Z parasolem nad aparatem, można by się bawić na dłuższą sesję, ale czas leci jak szalony, a i kesza jeszcze nie ruszyłem. Ze ściany "sikawka" sika jak szalona, woda jest właściwie wszędzie, niczym padający deszcz pod ziemią. Z drugiej "sikawki", tej wyższej woda obmywa ściany i dając im piękną błyszczące barwę, pod wpływem słabego, rozproszonego światła latarki. Skrzynki pozostawionej przez chłopaków nie było trudno znaleźć. Biorę ją ze sobą dla LadyMoon a sam zakładam profesjonalne pudełko. Tam w logbooku, nie ma zbyt wielu znalezień i to mnie jara, bo nie każdy może tu trafić, to kesz wyjątkowy dla wybranych zdobywców. Jedyne takie, wyjątkowe miejsce, dla niewielu. Czuć tu wszystko przez te mury, cały ten oddech historii, legendy. Te ponad 100 lat, które minęło od powstania obiektu, od wmurowania tych cegieł. Czuć też inny oddech, tajemnicy skarbu ukrytej w czasie II Wojny Światowej, a może i też tą tragedię więźniów przymusowo pracujących dla Niemców. Wszystko jest jakoś ciężkie, psychiczne. Niby duży, długi obiekt, ale światło rozświetla tylko parę metrów wokół Ciebie i czuje się klaustrofobię,  psychicznie wszystko się nawarstwia. Chyba czas stąd  wychodzić. Wszystko z keszem zrobiłem zgodnie z poleceniem autorki. Bo gdyby było coś nie tak, to mam świadomość że wiszę na cienkiej, w dodatku pojedynczej linie i tam na górze zawsze ktoś może zrobić użytek z ostrego przyrządu Po drabinie w powrotną stronę poszło sprawnie, lina zabezpieczająca nie poplątała się, ani nigdzie nie przetarła. Tylko jest mokra, brudna, usyfiona, tak jak przyrządy, oblepione jakimś brązowym błotem kopalnianym. Na tym mimowolnie usyfionym sprzęcie, jakoś się wdrapywałem, coś tam się blokowało, ale najważniejsze że przesuwałem się do góry. Ostatnie chwile na linie, ostatni dotyk czerwonych ścian. Pod butami znowu pustka, nad głową tylko strop z mysią dziurką. A z niej, bije jakieś światło. To chyba nie to światło ze snów, ostatnie światło do przekroczenia bram niebios  To tylko LadyMoon i Sebastian - spragnieni wiadomości z otchłani. Mysia dziurka, na tyle była duża, że jeszcze się przez nią przecisnąłem, z tym całym majdanem. Wyszedłem, na czymś tam usiadłem, nawet nie miałem siły sprzętu z siebie zdjąć - musiałem najpierw odpocząć. Moi towarzysze szczęśliwi, że powróciłem, ja zresztą też. Na tą okazję miałem zakamuflowany szlachetny napój miodowy. I tuż obok, przy stanowisku, w środku nocy, w przerzedzonym lesie, oświetlonym wielkim księżycem i płomieniem ogniska, spijałem toast za wyjątkowe miejsce, za kesza i 100% zdobytej ścieżki " Extremalny Bytom"

Warto było czekać na upragnioną chwilę. Warto było uzbroić się w cierpliwość, bo wszystko ma swój czas i miejsce. A skrzynka? To jest tak zwana "wisienka na torcie", bonus. Skąd ja to znam u LadyMoon, ONA jest mistrzynią w dawaniu piękna, w dawkowaniu emocji, a przede wszystkim jest perfekcjonistką. Pierwszą wisienką była „Samotna Pani Grozy czyli Torpedowaffenplatz”, a ”Bez odwrotu” jest drugą wisienką i nie wiem która jest wspanialsza. W całym OC nie ma jak dla mnie wspanialszych skrzynek i obie należą do LadyMoon, oraz do dwóch świetnych ścieżek.

Wielkie dzięki!!!!! Chapeau bas!   

 

Szynkę zdobyłem w kwietniu  , ale teraz loguję, dla uhonorowania TYSIĘCZNEGO KESZA

Obrazki do tego wpisu:
Bez odwrotu ;-)
Bez odwrotu ;-)