Wpisy do logu Dolina rzeki Sokołówki
54x
6x
5x
1x Galeria
2016-05-26 12:17
snack
(
2162)
- Znaleziona
$#@%)*^!!! Nie wiem czy można w logach używać wulgaryzmów, a tu mi się tylko takie słowa cisną na klawiaturę. Dżizas, gdybym wiedział to bym zawczasu wcisnął ignora dla tej skrzynki.
W marcu się nie udało i wróciłem tam dziś. Od przeciwnej strony niż Liściasta.
Niesamowite jak przyroda zmieniła to miejsce, jednak wtedy było duuuużo łatwiej. Welcome to the jungle normalnie. Zaczęło się od przedzierania przez chaszcze, po kilku metrach stwierdziłem że z rowerem nie dam rady i go porzuciłem w trawie. Już tutaj miałem podrapane przez jeżyny i poparzone do kolan nogi (uwielbiam młode pokrzywy). A było w opisie długie spodnie? Było! I jeszcze, gatunek rośliny do zapamiętania: Przytulia czepna (Galium aparine), rodzina marzanowate. Czepia się wszystkiego za pomocą haczykowatych, sztywnych włosków. No i jeszcze ma enzym który powoduje, że mleko krów które najedzą się tej rośliny zsiada się. Mi się mleko nie zsiadło, ale fajnie krępowała ruchy.
Ad rem.
Z kępy na kępę, w roju świeżych młodziutkich komarów dotarłem do pierwszego cieku. Przeskoczyłem po pniakach i już jestem na kordach i nic, #%^& nie ma. 15 minut kręcenia się po okolicy i nic. Może to jednak nie po tej stronie. Dało radę na sucho przejść przez rzeczkę i teraz słyszę głosy od strony porzuconego roweru. Nosz szlag, a jak zapierniczą? Wracam, skok przez rzeczkę, przez odnogę, przedzieranie się i rower sobie leży, nikogo nie ma. I co znowu mam tam leźć? No raczej, chora ambicja.. Zatem przedzieranie, skok 1, skok 2, szukanie olchy i w końcu....jest. I tu nie napiszę nic więcej żeby nie spoilować, ale powróciły moje lęki, ręce mi opadły. Po namyśle zdecydowałem się przełamać strach przed tym czymś. Pot kapał mi z czoła, ręce się trzęsły.... To jak wygląda mój wpis w logbooku wskazuje w jakim byłem stanie. Nie odczytacie go
Wylazłem stamtąd. Prosto miałem jechać do teściowej na obiad z okazji Dnia Matki. Ale w tym stanie nie mogłem się pokazać. Wpadłem na doskonały pomysł i umyłem się pod studzienką na cmentarzu przy Szczecińskiej Aż się kolejka zrobiła do kranika! Brawo ja!
Reasumują, spośród tych niemal 100 znalezionych do tej pory keszy ten zapamiętam jako najtrudniejszy dla mnie. Nefrycie+, dzięki za kesza, przesunąłeś granicę moich możliwości. Jadąc do teściowej w mokrych butach, podrapany i poparzony śpiewałem sobie przebój LO27 "Oooo mogęęę wszyyystkoooo..."
Za to że spotkałem tam małą sarenkę daję ocenę znakomitą i gwiazdkę, bo tak by była ocena słaba.
Przepraszam, że się tak rozpisałem