Kolejny zamek do ścieżki tym razem w towarzystwie Anitki oraz LeoGeo.
Kiedy ruszyliśmy z auta była nawet spoko pogoda,takze kurtka zdecydowanie zbędna.
Sam zamek zdobywalismy jednak w strugach deszczu. Na szczęście kesz szybko namierzony dzięki czemu przemoczona miałem tylko górę. Radość jednak trwała bardzo krótko gdyż w drodze powrotnej doświadczyłem widowiskowego kilkumetrowego i niekontrolowanego zjaaaaaaazdu w dół. Buty z płaską podeszwą i chodzenie skrótem kiedy zbocze mega śliskie to nie jest dobra kombinacja

Do tego w połowie drogi do auta zauważyłem brak zegarka na lewej ręce, więc znów pod górę na kolejne poszukiwania... Ech ten piątek, 13go... O kontroli misiakow kilka km wcześniej już nawet nie będę opowiadał, bo koszt tej wyprawy w jednej chwili wzrósł o 300zl :-/
W każdym razie dzięki za kesza oraz atrakcje związane z jego zdobywaniem, takie historie zostają na długo w pamięci! :-)