Logs Bez odwrotu
8x
0x
11x
12x Galerij
2015-11-14 20:03
krcr
(
1230)
- Gevonden
Długo myślałem nad komentarzem i w sumie nic nie wymyśliłem...
TFTC - dzięki za pokazanie miejscówki
:P
Ok, a teraz na serio. Jakoś latem skrystalizował się plan, aby zaatakować tego kesza. Podjęcie poprzedziło wiele godzin wspólnych debat w tworzącej się ekipie. Obmyślany był plan, kompletowana lista potrzebnego wg nas sprzętu, dogrywanie terminu. Nieocenioną pomocą wsławił się Sebastian, który cierpliwie zabierał nas na rekonesans, cierpliwie tłumaczył i służył radą.
Nie mogę też nie wspomnieć o Staśku (StasiekM). To on był motorem napędowym tego szalonego przedsięwzięcia... Ten człowiek ma w głowie tyle wiedzy, że czasem aż onieśmiela :)
Wraz z Sebą odwalili tytaniczną pracę przy przygotowaniach. Reszta z nas (w tym ja) przyjechała w sumie na gotowe.
Muszę też wspomnieć o pomocy Pawła (KapiceTuByli), który użyczył ogromne ilości sprzętu, bez którego zdobycie kesza byłoby trudniejsze i bardziej niebezpieczne. Niestety Paweł nie mógł do nas dołączyć, ale i tak dziękujemy!
Dziękuję Grześkowi (Deg) oraz Zbyszkowi (R-sol) za obecność i wspólną zabawę.
Teraz tak może w skrócie:
Piątek 13tego... Stasiek przyjeżdża z Warszawy i melinuje się u Sebka. Razem jadą czynić potrzebne przygotowania. Ja niestety przybywam dopiero po 19-tej kiedy wszystko już jest gotowe. Atak ustalamy na następny dzień. Wracamy do Sebka gdzie spożywamy skromny posiłek przy piwku, dociągamy ostatnie niedociągnięcia i przeglądamy sprzęt planując atak na kesza.
Z pewnych względów nie może do nas dołączyć Semair, więc wydzwaniamy w trybie CITO Dega i R-sola. Obaj godzą się na wyprawę, ale w późniejszych godzinach. Sobotni poranek i przedpołudnie poświęcamy więc na spacer po Bytomiu połączony z targaniem parapetowców i magnetyków. Potem ogromne ilości pierogów w barze mlecznym i wracamy do Seby na kawę i ostatnie przygotowania.
Po drodze porywamy Dega i ruszamy w odwiedziny do tego starego Helmuta. Szybkie wypakowanie sprzętu oraz jego instalacja wg wcześniej założonego planu. Dojeżdża R-sol. O godzinie 18:10 Stasiek jako pierwszy wchodzi do starego Niemca. Ja za nim. Po mnie Deg i na końcu Zbyszek. U Helmuta jest ciemno i strasznie. Osobiście czuje się niepewnie i jestem trochę zdezorientowany. Z zewnątrz Sebek za pomocą radia utrzymuje z nami łączność oraz czuwa nad przebiegiem naszej wizyty. Po niecałych dwóch godzinach ostrożnego podchodzenia jesteśmy u celu. Stasiek jako pierwszy... Nie widzi kesza. Wołamy Dega, który tu był podczas zakładania. Deg potwierdza - kesza brak. Jak na złość zapomnieliśmy czegokolwiek, co nadawałoby się na reaktywację. W końcu z kawałka tekturki (logbook) i biedronkowej latareczki (pudełko) robimy nowego kesza, który odkładamy w trochę inne (bezpieczniejsze dla niego) miejsce. Potem ponad dwie godziny wracamy do świata żywych.
Przy Sebastianie meldujemy się około 22:10, a więc cztery godziny. Potem pakowanie i odwrót. Do domu docieram około 4 nad ranem w niedzielę przysypiając prawie za kierownicą. Po dwóch godzinach snu budzi mnie pieseł, któremu aż oczy musztardą zachodzą od niesikania. A więc spacer z psem... w międzyczasie zastanawiam się, czy wyprawa po kesza to był tylko sen, czy jawa? Siniaki, obtarcia, zakwasy i masa brudnych rzeczy w łazience mówią że to jednak się zdarzyło.
Staruszek z opowieści stary ale jak to mówią jary.
Subiektywnie jest to chyba NAJTRUDNIEJSZA i NAJBARDZIEJ WYMAGAJĄCA skrzynka w całym serwisie. Jej podjęcie wymaga zgranego zespołu, masy sprzętu, wiedzy i odwagi...
Ale najwięcej tu trzeba POKORY. Stary dziadek o ciemnych oczach nie przepuści żadnemu śmiałkowi i narwańcowi...
PS: Kesza nie ocenię, bo się stracił. Miejsca też nie ocenię, bo nie mam skali porównawczej. Miejsce ukrycia jest jedyne w swoim rodzaju...