Log entries Kwiat paproci
22x
0x
0x
2x Gallery
2015-06-21 02:10
fiordland
(
618)
- Found it
Główny punkt Kupalnocki, przez wszystkich wyczekiwanyi ciekawe co to będzie. Dla mnie było to niesamowite przeżycie, tak właśnie przy okazji tego kesza walczyłam ze swoimi lękami. Wyszłam ze strefy komfortu ... jeszcze nie wiem czy to powtórzę, no ale od początku... jak to wszystko wyglądało. Gra terenowa - Kwiat Paproci miała się odbyć o godz 22:00 ale została z pewnych względów przesunięta na ok 00:00 - myślę, że dzięki temu klimat zdobywania był bardziej mroczny i tajemmiczy :). Zaczeło się od Czarodzieja, który przyszedł do ogniska w japonkach :D, płaszczu, z cylindrem i pałeczką
i nas podzielił na grupy, wylądowałam w grupie 4 ( która później przestałą istnieć ;)), po czym przyszedł Verdant i mnie powołał na wolontariusza. Więc stanęłam po drugiej stronie kesza :), chociaż tak nie do końca, bo jak wyglądał finał, tego nie wiedziałam. Spodobało mi się, że będę robić coś innego niż wszyscy, że dzięki mnie - chociaż z taką malutką pomocą, ktoś inny będzie mógł się dobrze bawić :). Do czasu, aż Grażka powiedziała, że mam iść gdzieś tam sama i czekać na grupy - sama aaaa. No dobra nic nie powiedziałam, że się boję, powiedziałam, ze pomogę, więc nie ma marudzenia. Na drodze i okolicznych polach były mgły, wiec idąc trochę mnie telepało co ja robię i czy daleko jeszcze do tego lasu ... Te mgły takie cienkie strużki przewalające się z jednej strony drogi na drugą, a tak pozatym widoczność słaba. Doszłam do lasu od razu usadowiłam się z brzegu i tak siedziałam wsłuchując się w dzwięki lasu. Woda kapała z drzew, czasem gałęzie się łamały - jakieś zwierzaki widać buszowały po ciemniaku. W pobliskiej wiosce chyba mieli urodziny, śpiewali sto lat i było tam bardzo radośnie i głośno ;). Czas płynął bardzo, ale to bardzo wolno. Ach no i jak czekałam już na drugą grupę zaczął śpiewać słowik :)))), więc miałam kompana w tych ciemnościach. Jeśli chodzi o chwilę grozy jak wskoczyłam w krzaka i obserwowałam samochód - to już nie będę tego opisywać, bo chyba połowa osób słyszała tą historię - to było straszne ... Co do pierwszej grupy, to jak sobie poszliście musiałam przytaszczyć pod to drzewo gdzie kesza zawiesiliście kłodę, żeby się do kesza dostać i wsadzić tam gwizdek
- w sumie to jedyne zajęcie, które miałam, podczas oczekiwań :). Wojrip dał mi piwo, żebym nie siedziała tak sama w lesie, bo z piwem raźniej - a no i było raźniej, bo dobrze posiedzieć przy Żubrze ( Żubr cały i zdrowy wrócił jednak ze mną do ogniska ;). Jak już z drugą grupą poszłam na finał, wyszedł Verdant we wianku i opowiedział nam o Kwiecie Paproci, po czym zniknął ... po ok 1,5 minuty zaczęliśmy wchodzić w las i iść w stronę światła. I w końcu doszliśmy do wielkiego kwiatu paproci zrobionego z kartonu - takie duże orgiami, podświetlone od spodu
i to był nasz finał, kesz i logbook. I wszyscy się wpisywaliśmy wolontariusze też i każdy dostał certyfikat. Verdant, wielkie dzięki za tego, kesza! Pozostałym pomagierom i oczywiście Grażce również dziękuję :)! Ale to jeszcze nie koniec :)! Dookoła ogniska zostały ustawione małe lampiony i no to było magiczne :))))). Fantastycznie, Świetnie, Super :)! Bardzo bardzo dziękuję :)!