Wpisy do logu Wyspa Węży 31x 0x 5x 2x Galeria
2015-06-12 18:15 LadyMoon (5417) - Znaleziona
FTF !!!!
Z Charonem!
Godzina 15.00. Siedzę sobie w pracy, nic się nie dzieje, więc odpalam stronę OC, „Moją okolicę” i widzę komentarz telefonaalarmowego do jakichś Gdańskich Dziewic ? WTF ??? Odpalam więc szybko tego kesza i cóż widzę: no tak, nowy keszyk Verdanta. Ale tak czytam i czytam... to przecież nie żaden znowu Słupsk, tylko Gdańsk !!! I w dodatku na wyspie! To nic, że nie umiem pływać – i o to chodzi, by dokonywać niemożliwego, by pokonywać swoje wszelkie słabości. Psychicznie się przygotowałam w zaledwie kilka sekund !!
Miałam tego popołudnia co prawda inne plany, ale TAKI kesz nie może czekać ani minuty! Decyzja podjęta w sekundę: SPONTAN – JADĘ DO GDAŃSKA !!!! Szybkie pytanie na fb do Charona „Chcesz ze mną po FTFa ??? za ile będziesz wolny” ? (Bo to on przechowuje u siebie moje czółno). Charon deklaruje, że za niedługo będzie na miejscu.
No więc szybko zawijam się z pracy ( zmyśliłam na poczekaniu, że córka zapomniała klucza i muszę pędem do domu ), więc biegnę na SKMkę. Jestem ubrana wybitnie tego dnia nieterenowo : pantofelki, torebka, spódniczka, bluzka z cieniutkiej tkaniny... no w końcu wychodząc rano z domu do pracy nie przypuszczałam, że popołudniu wyląduję w jakichś chaszczach na jakiejś wyspie.
Docieram do Gdańska. Fajnie, że wreszcie mogę się przejechać SKMką aż do Śródmieścia, jest więc okazja. Za kilka minut pojawia się Charon z moją łodzią. Przychodzimy na brzeg. Szybka ocena terenu, brzegu. Sprzęt za chwilę gotowy, wskakuję do środka i płyniemy. Kordy bezbłędnie wskazują tunel w trzcinach, wbijamy się nim i ... za sekundę dziób dotyka lądu. Rozcinam sobie rękę o ostrą trzcinę. Krew się leje, ale nic to. Wychodzę na brzeg. Mam legginsy do łydek, gołe stopy i pantofelki. A to, co widzę przed sobą to istna dżungla : pokrzywy po pas, chaszcze, trawy, trzciny, poprzewracane gałęzie, mrówki, komary, kleszcze no i tylko tych węży z fabuły kesza brakuje, ale zapewne zaraz je ujrzymy. Zaciskam więc zęby i ruszam pierwsza przez ten gąszcz. Charon dzielnie podąża za mną. Docieramy do 1 etapu, szybko i sprawnie podejmujemy, robimy sobie pamiątkową sesję foto, potem podążamy dalej.
Ale fajnie, podoba mi się Gdańsk z tej perspektywy. Siedzimy na murku i czytamy list. Rozbawiło mnie antidotum, bo znam go dobrze, gdyż na co dzień tego używam...
A potem w końcu znowu dajemy nura w gąszcz, bo czas na finał.
Finał piękny i super wszystko dopracowane, spójne i jak po sznureczku idzie się od etapu do finału. Nie sposób czegoś przeoczyć, czy się pogubić. Zaczyna, niestety, padać deszcz. Wpisuję nas – szczęśliwych zdobywców pierwszego miejsca, zabieramy zasłużony certyfikat ( jeszcze wtedy nie wiem, że jakieś 18 godzin później autor dośle mi imienny) i wskakuję do mojej łodzi.
Po drodze na brzeg – za moją wybitną dzielność i odwagę– Charon zrywa mi żółte wodne kwiatki ( jak się potem dowiem – (jest to Grążel żółty (Nuphar lutea) - roślina trująca: alkaloidy znajdujące się w roślinie działają porażająco na korę mózgową.) No tak, Czarna Wdowa nie może lubować się w innych kwiatach, jak nie wyłącznie trujących )
Na brzegu szybko zwijamy sprzęt, bo pada, pakujemy się, no i przybijamy piątkę za kolejną udaną wspólną akcję!
Verdant – powiem tak : świetny kesz, fajna fabuła, super tajemnicze i niedostępne dla wszystkich miejsce (czyli odludzie – za to ogromny plus, bo takie miejsca kocham najbardziej ), pięknie dopracowane wszystko. Dobrze, że jest trudność w dostaniu się na miejsce ( za to właśnie cenię opencaching – że mogę się spełniać w moich terenowych pasjach !!!!!!!!!).
Pozostaje mi jedynie pięknie podziękować za pięknego kesza i umilenie mi popołudnia. Było super i naprawdę warto przeżyć taką wspaniałą przygodę ! A mój strój i zdobywanie tego kesza na totalnym spontanie tylko mnie umacnia w przekonaniu, iż nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych... Wystarczy chcieć
P.S TY wiesz o co chodzi...