Wreszcie miałem czas przyjechać do Poznania, więc przy okazji wyruszyłem na bobring. Pogoda na szczęście keszowa. Podobnie jak mój poprzednik zryłem ziemię dookoła kilku drzewek, ale po chwili zobaczyłem kesza grzecznie leżącego na ściółce. Na szczęście nie był uszkodzony. Zabrałem geolutin. Kesz ukryłem w korzeniu drzewa i przysypałem liśćmi. Jego lokalizacja na załączonej fotce.