t<br />
Różne głupoty robiłem już na keszach, ale tu przeszedłem sam
siebie. Włażenie na ten dach było głupie. Ale powrót jeszcze
głupszy, tyle, że już nie miałem wyjścia. Może i byłoby to
całkiem normalne, gdybym nie był solo. Może to byłoby bardziej
normalne, gdyby na dachu nie było śniegu i tym samym nie było
ślisko. Może byłoby prościej gdybym miał posturę Meteora, ale
niestety taki to ja byłem kilkadziesiąt kilo temu.<br />
No ale stwierdziłem, że nie mogę odpuścić. A wiadomo to kiedy
tu znowu będę? No i wlazłem. A żeby zleźć musiałem trafić
butem na kratę zwisając z dachu, a właściwie mogłem się
trzymać albo ośnieżonego dachu albo rynny nie pierwszej
młodości. Już powolutku widziałem się o kulach. Ale siła
spokoju, ruchy robaczkowe i jakoś poszło.<br />
<br />
A swoją drogą to szwędając się po terenie wokół lotniska
znalazłem inny klub, tym razem klub żołnierski (N51 37.260 E20
33.100). Co prawda cały jest okratowany, ale z tyłu (po prawej)
ktoś zadbał o takie rozchylenie krat, że wleźć można. A obok
posterunek straży ogniowej. Tyle, że wszystkie budowle na terenie
lotniska – przynajmniej te w które wlazłem – są starannie
posprzątane. Jedyną pozostałością życia jest Hołek w
hangarze i szczątki leżanki w domku pilota :)<br />
<br />
Bardzo ciekawe to lotnisko. Podobało mi się bardzo i taką
zbiorową rekomendację za te trzy kesze i pokazanie miejsce daję
tutaj.<br />