2014-12-17 01:40
deg
(
6456)
- Found it
George Leigh Mallory rzekł "Dlaczego idę w góry? Bo są!"
Mogłem zaczekać przynajmniej do rana z podjęciem tego kesza. Ale... po co?
Mogłem zaczekać aż przestanie padać. Ale... po co?
Mogłem nie podejmować go samotnie. Ale... po co?
Dlaczego go podjąłem? Bo jest!
To była mega spontaniczna decyzja. Kesza zauważyłem chwilę po publikacji i szybka decyzja, że jadę jeszcze tej nocy zgarnąć FTFa. Ale.... to nie jest skrzynka, którą po prostu podejmujesz i już. To była cała wyprawa...
Najpierw spodnie polarowe, na to spodnie moro, na to uprząż, a na to ubrane wodery. Szpej w kieszeniach, lina i buty na głowie, grabie (!?!?!?) w ręce - do badania dna. Pierwsze metry w wodzie przyniosły miłe zaskoczenie - wody jest niewiele - mniej więcej do kolan. Krok dalej było już z 1,3m. Z przysłowiową duszą na ramieniu przemierzałem kolejne metry, a woda coraz bardziej zbliżała się do górnej krawędzi moich wysokich woderów. Zabrakło 4, może 5 cm.
Gdy dotarłem do drzewa trzeba było zrobić przepak - zdjąć wodery, ubrać buty, zarzucić odpowiednio linę. I tu pierwszy poważny problem. Jedyna gałąź na którą da się wrzucić linę jest 5m nad powierzchnią wody i jest... totalnie spróchniała i w dodatku nie ma możliwości przetestowania jej wytrzymałości inaczej, niż wisząc na niej nad powierzchnią wody. Jeśli okazałaby się zbyt słaba - spadasz do wody, a gałąź na Ciebie. Na szczęście utrzymała mój ciężar. Kiedy się na nią wspiąłem zdałem sobie sprawę, że gdyby pękła (co jest mocno prawdopodobne) - spadniemy razem do wody z wysokości 5m, a pod powierzchnią wody mnóstwo jest konarów i gałęzi. Ech... jakie miałem wizje... Stojąc na lichej gałęzi zarzuciłem linę wyżej - na następną, też suchą, ale znacznie mocniejszą gałąź. I znów krótka wspinaczka, trudne wejście na gałąź. Kesz był w zasięgu ręki, ale najpierw założyłem prowizoryczne stanowisko, by choć tu mieć asekurację ;).
Po chwili wpis do logbooka, wzięcie certyfikatu i przepinka na zjazd. Pozostało tylko uporządkować szpej, zamienić buty na wodery, wrzucić linę na głowę i powrót na brzeg. Czas operacyjny - około 1 godziny. Wrażenia - nieziemskie.
Zdobyłem wiele ekstremalnych i trudnych skrzynek. Do skrajnie ekstremalnych tej bym nie zaliczył. Ale do bardzo trudnych - z całą pewnością - może i najtrudniejsza w całym serwisie? Cała wspinaczka odbywa się na podwójnej linie - nie użyjesz małpy czy krolla; po drodze przepaki, trzeba uważać, by sobie woderów nie rozerwać czy nie utopić butów. Skrzynka jest nie tylko bardzo trudna fizycznie i technicznie, ale jej zdobywanie wiąże się ze sporym ryzykiem. Najniższa gałąź ma niewielką wytrzymałość i w tym miejscu nie masz możliwości asekurowania się w jakikolwiek sposób. Jeśli się zarwie... Nie zdobywaj tej skrzynki, jeśli nie chcesz podejmować takiego ryzyka, boisz się wody, albo coś nie tak z Twoją kondycją i doświadczeniem. Natomiast dla fanów tego rodzaju skrzynek i doznań, to możliwość zmierzenia się z sobą i losem jakiej nie doznasz nigdzie indziej. Bardzo polecam, ale też bardzo przestrzegam przed pochopną oceną ryzyka i swoich umiejętności.
Skrzyneczkę oceniam oczywiście znakomicie i daję zasłużoną zieloną gwiazdkę. Uwielbiam takie skrzynki. Co się strachu najadłem, to moje ;). TFTC!