Wpisy do logu Kościół w Rokitnie Majątek 99x 11x 14x 2x Galeria
2014-11-29 20:50 Azymut (5205) - Znaleziona
Hm.... dziwna sprawa z tym keszem i jego historią. Razem z Brym w ciemnościach listopadowego wieczoru zaatakowaliśmy najpierw drzewo stojące idealnie na kordach po drugiej stronie drogi. Zerknęliśmy w podpowiedź, jednak na wysokości głowy nic tam nie było, a obok leżała ścięta gałąź. "Uuu.... niedobrze" pomyśleliśmy. Zajrzeliśmy jednak głębiej do opisu, a tam informacja żeby szukać po lewej stronie kapliczki. No to szukamy. Na wysokości głowy nic, za kapliczką leżą zaś ścięte gałęzie. "Uuu... niedobrze". Zaczynamy studiować logi. W jednym ktoś zasugerował, że kesz był nisko. No to zniżamy poziom poszukiwań. Pod kamieniami nic nie ma, w dziurze murka kapliczki także nic. "Uuu.... niedobrze". Dalej analizujemy logi. W jednym z opisów była informacja, że kesz był pod kamieniem za kapliczką. Trzeba więc sprawdzić. Temperatura jest na minusie i widzimy, że kamień ten przymarzł do gleby. "Uuu... niedobrze". Przytargana saperka jednak daje radę i kamień odrywa się od podłoża wraz z przymarzniętą do niego grubą pajdą gleby. Gruntowanie tej pajdy nic nie daje. "Uuuu...." zamienia się już w "Cholera... niedobrze". Jeszcze raz idziemy więc na kordy na drugą stronę ulicy - był tam przecież asfaltowy kamień, a o takim ktoś 3 lata temu pisał w logu. O, jest pod drzewem. Ale i ten dziad kamień także mocno przymarzł. Wyrywamy go jednak saperką z gleby i wówczas odsłania się kawałek worka. Czyżby bingo? Faktycznie, w środku jest pudełko. Pęknięte, być może od walki z listopadową zmarzliną. Widać też ciecz i w tym momencie Brym mówi: "Uważaj, w logu była informacja, że ktoś nasikał do jednego kesza". Yhmy.... Powstrzymuje mnie to w ostatniej chwili, bo właśnie miałem radośnie je otwierać. Z zachowaniem ostrożności sprawdzamy więc zawartość. Niestety, to ten oblany przez ekstremalnego mugola kesz, co potwierdza wygląd logbooka - to ten Mazowiecki włożony do środka jeszcze przez Meteora. Patykami zgarniamy więc zawartość i całość pakujemy do śmieciowego worka, który ktoś przygotował do wywiezienia na tyłach kapliczki. Zaś w miejsce pod asfaltowy kamień, który przy wyrywaniu z zamrożonej gleby rozpadł się na dwie części, pakujemy nowy pojemnik z logbookiem. I taka to była przygoda tutaj. Trzeba zaktualizować opis. I nie rozbierajcie czasem murka po lewej stronie kapliczki - tam kesza nie ma!