Trochę się nakombinowałem, a to dlatego, że jechałem rowerem nie mając uchwytu na gps, więc zerkałem tam tylko co jakiś czas i czasem się zdarzało, że sygnał zaginął, a ja dalej jechałem przed siebie

Później znowu miałem przygodę jak przy "Przytrafunkach", że gps uznał punkt za zaliczony i już kierował mnie na następny. Ostatecznie wdrapałem się do tego samotnego jałowca, obejrzałem sobie kreta i krasnalowego pina. Nic nie wziąłem, nic nie włożyłem.