Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu Stary młyn w Rawce    {{found}} 128x {{not_found}} 11x {{log_note}} 15x Photo 9x Galeria  

137297 2009-11-02 00:00 meteor2017 (user activity3454) - Komentarz

Ponieważ wybieraliśmy się z lavinka na spacer nad Rawką, rzuciłem okiem na ten kesz (ja co prawda miałem go znalezionego, ale lavinka nie) i w opisie na GC nie zgadzało mi się miejsce ukrycia... początkowo myślałem że może była jaka reaktywacja i na GC nie został zmieniony opis, ale po przejrzeniu logów, okazało się, że są tu dwa kesze. Czyli że wcześniej przypadkowo zalogowałem na GC znalezienie, którego nie miałem. No nic, przynajmniej teraz będzie okazja naprawić błąd - pomyślałem. Ale to był dopiero początek naszych perypetii z tym keszem.

Najpierw ze stacji potuptaliśmy nad Rawką do skrzynki Bobry 2, a potem drugą stroną rzeki wróciliśmy się i poszliśmy dalej do młyna. A tu pod młynem stoi traktor, kilka samochodów i przy jednym zmieniaja koło, lub szykują do holowania... no nic, ponieważ mieliśmy czas, postanowiliśmy powędrować nad Rawką na północ.

Połaziliśmy, przeleźliśmy jakąś kładką na drugą stronę i powoli zaczęliśmy się kierować z powrotem do młyna i z daleka zobaczyliśmy odjeżdżający traktor i samochody. Dobra nasza! Wracając, szliśmy kawałek wąskim fragmentem między Rawką, a ogrodzeniami domów i przy ostatnim na siatkę rzuciły się trzy wielkie, szczekające psy. Okrążyliśmy ogrodzenie, potem przeslismy przez zagon pokrzyw, a następnie przez kawałek klepiska na trzy samochody (nie ogrodzonego, nie będącego częścią podwórka) gdzie wjazd od strony drogi był odgrodzony sznurkiem z napisem "Teren Prywatny. Wstęp wzbroniony". Bywa. Przeszliśmy pod sznurkiem na drogę, a kątem oka zobaczyliśmy jakiegos faceta za ogrodzeniem i chwilę potem, idąc już drogą usłyszelismy "Halo!". Olalismy to i nie zatrzymaliśmy się, facet jeszcze zawołał, a potem wsiadł w samochód i nas dogonił... że też mu się chciało.

Facet wyskoczył na nas z mordą że mu przez jego ziemię przeszliśmy, więc mu wyjaśniliśmy że szliśmy nad Rawką, a tu akurat przypadkowo tak wyszło, że wyszliśmy na drogę, a na wątpliwości odpowiedzieliśmy że od Rawki nie było zadnej tabliczki ani ogrodzenia i dopiero jak wychodzilismy na drogę, to od drogi była ta nieszczesna tabliczka. Choć mu powtórzylismy to jeszcze ze dwa razy, to do zakutego łba to nie docierało że można sobie spacerować nad Rawką, bo cały czas powtarzał że tędy i wleźliśmy i wyleźliśmy. A jeszcze na koniec zażądał okazania dowodów. Rzucilismy tekst w stylu "No bez przesady", na co on zagroził że wezwie policję, "proszę bardzo" odrzekliśmy i poszlismy sobie dalej... facet zastąpił nam drogę i chwilę próbował się szarpać z lavinką, ale chyba się zorientował że nie wypada i puścił nas (miał farta, bo zaraz by dostał od lavinki z liścia)

Dogonił nas za zakrętem i mostkiem na leniwej odnodze Rawki, spytał czy okażemy mu te dokumenty - wiedzielismy juz ze z facetem nie da sie prowadzić żadnej merytorycznej rozmowy, więc go olaliśmy tekstem "Pan chyba żatuje", no to facet jechał przed nami kilka-kilkanaście metrów dzwoniąc chyba przez telefon, a my tuptalismy sobie drogą. Minęlismy młyn patrząc na niego tęsknym wzrokiem, gdyż nie dane nam było dzisiaj podjąc tych keszy i za mostkiem skręciliśmy w ścieżkę wzdłuż Rawki... facet jechał wtedy sporo przed nami ichyba nieprędko się zorientował, bo nie widzieliśmy by wracał samochodem, a potem zniknęliśmy mu już w krzakach.

Początkowo mieliśmy tuptać do stacji Rawka, ale pomysleliśmy, że może wymyśli że tam idziemy i będzie nas tam szukał, więc przeszlismy przez most kolejowy i skierowaliśmy się do stacji Radziwiłłów. Czas mieliśmy, Księżyc świecił, więc sobie przedłużyliśmy spacer lasem... a w końcu spokojnie zdążyliśmy na pociąg godzinę późniejszy.

Tak oto na koniec mieliśmy satysfakcję, że faceta wyprowadziliśmy w pole. Żałuję tylko, że nie widziałem jego miny, gdy mu zniknęlismy i jak nas szukał, czy może nawet czekał przy stacji.

A pod młyn my jeszcze kiedyś wrócimy!