Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

 Wpisy do logu Morsy, pingwiny i foczki :) Po raz czwarty.    27x 33x {{log_note}} 21x  

1131748 2014-02-08 13:07 LadyMoon (user activity5399) - Uczestniczył w spotkaniu

Dla mnie ten event był podzielony na 4 etapy.

Pierwszy etap -  plaża. Nim doszłam to już było po kąpieli i zastałam już tylko resztki morsów korzystających z sauny. No ale chwila pogawędki i wszyscy rozeszli się na obiad itp.

Etap drugi -  droga keszowa na obiad, najpierw z Kosą vel Schronem, olgmarem i szago wspinaczka po drzewach, potem sami ze schronem najedliśmy się jak świnki i ociężałym krokiem poturlaliśmy się na afetr party do Sabatu.

Etap trzeci - Sabat - tu zaczęły sukcesywnie napływać całe stada keszerów, toteż zrobiło się wesoło. Najlepsze było to,że mieliśmy zarezerwowane najpierw 5 stołów, potem zamieniliśmy je na 3 stoły, które ustawiliśmy jednym rzędem jak na weselu ,po czym... w sumie nikt przy nich nie usiadł (nie licząc tych, co się wpisywali do mobilniaków/ownów itp.), wszyscy staliśmy i tak na stojąco padł pomysł przeniesienia się do domu pana J.

Etap czwarty -  tu, jak to na domówkach zwykle bywa, wesoło, gwarnie i tłoczno, bo było nas chyba z 30 dusz. Wspólne rozmowy i szampański nastrój nie opuszczał chyba nikogo. Rozmowy ( w różnych konfiguracjach osobowych) odbywały się w sumie wszędzie - salon, kuchnia, schody, taras, ogród...

Niestety wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć i tak też było tym razem. Wybiła godzina 3 nad ranem i musiałam opuścić ten zacny przybytek.

Bardzo dziękuję za ciekawe i fajne spotkanie, możliwość poznania nowych twarzy z Pomorza i z Polski (znanych jedynie dotąd z nicków), spotkania starych znajomych, pogaduszki keszowe i nie tylko, i za całą tą magiczną atmosferę, jaka miała miejsce tego dnia i tej nocy.

Najlepsze jest to, że po powrocie do domu rano okazało się, że miałam przecież ze sobą aparat,a nie zrobiłam ani jednego zdjęcia...

Szkoda też, że główny "winowajca" tegoż eventu się nie pojawił, no ale choroba, jak wiadomo,nie wybiera terminu.   

Pozdrawiam