nasz pierwszy kesz z w tym roku i od razu tak z grubej rury..
po dotarciu na miejsce, okazało się, że albo nie jesteśmy jedynymi dzisiejszymi poszukiwaczami, albo ktoś zakosił zawartość pierwszego etapu.. przez co utknęliśmy na starcie czekając na ewentualny powrót urządzenia z wyprawy ;-)
po ok. 20 minutach, spędzonych na podziwianiu przesiadującego na drzewie okolicznego ptactwa w liczbie szt. 1 oraz przelatujących Elfów, doczekaliśmy się uroczystego przekazania narzędzia i mogliśmy ruszyć dalej.
tutaj historia się urywa, żeby nie spojlerować.
napiszę tylko, że w czasie wyprawy Dzyndzolina zaskoczyła mnie znajomością obsługi narzędzia z pierwszego etapu
o maskowaniach już chyba wszystko zostało napisane, więc się nie będę powtarzać.
PS
zjazd na "parking" znaleziony bez problemu, po wcześniejszym przeanalizowaniu okolicy na street view :P