Poranek po finale kalendarza... Wstajemy z Kubą na śniadanie z pierników (pzdr Bunia!), gadka-szmatka, Wikingowie? Ech, deszcz... Smsy na linii z Layio. Może Kosmonauci? "Weź Taiffuna". Nooo dooobra, pora się ruszyć z domu. ;)<br />
Wcześniej osiedlowa powtórka z rozrywki, dane zagubione podczas poprzedniej wyprawy, no i ruszamy w Nostromo szukać obcego. Za progiem wyłączyła się grawitacja i lecieliśmy wyżej, wyżej, wyżej... Stop! Tak! No to jazda! Nagle słyszę za plecami towarzyszy zaniepokojonych nieco. OBCY! Uff, na szczęście nie, to swój!

No to kręcimy dalej i podejmujemy.

Ech, a mogłem być tu pierwszy. Niemniej, co się odwlecze to nie uciecze.<br />
Finał wart rekomendacji, choć nawet przy nim szanowny założyciel skorzystał z okazji na przypomnienie mi co o mnie myśli. ;)