gdzie ja wirtualnie nie byłam w pogoni za tym lwem, łohoho... zrozumiałam, że chyba należy pójść w teren. Najpierw krążąc po mieście łudziłam się, że może przypadkiem dojrzę ten detal. Jednak skończyło się na nocnym podjeździe w okolice kesza, sprawdzone parę miejsc, później złudzenie, że już się odnalazło - podobny lew nas zwabił

i pach - jest, ufff, co za ulga. Bałam się, że będzie mi się on śnił po nocach

oczywiście jak każdy detal oceniam jako "znakomita", bo zasługuje bezwarunkowo! Dzięki i czekam na kolejny :)