Kolejna miejscówka tego dnia, w której klimat był jak najbardziej pozytywny. Raz na górze, raz na dole, takie to były swawole. Kesz padł po kilkunastu minutach zwiedzania. Gdy mieliśmy odjeżdżać siną w dal w samą porę zauważylem, że nigdzie nie ma mojego telefonu. Prawie biegiem rzuciłem się na dół pod kesza (akurat jakaś młodzież przyjechała pod radiostację stuningowanym VW Polo) i zdążyłem znaleźć swoją drogocenną zgubę. Wrażenia i adrenalina tym większe i tym bardziej Rosochę zapamiętam
Dzięki !