STF ! Dopiero co wróciłam z wojaży keszerskich i zdążyłam zjeść obiadokolację a tu nagle słyszę dźwięk przychodzącego maila. Ooooo nowy kesz, oooo nawet blisko
No to hop z powrotem w wyjściowe ciuchy i jazda bimbą na kordy. Z przystanku krótki spacerek i jestem na miejscu. Najpierw jednak zamiast kesza wyszperałam certyfikaty, a kesza ani widu, ani słychu. W oddali widzę światło latarki, które świeci prosto w moją stronę. Okazuje się, że to ronja i właściciel kesza czyhają na biednych keszerów
Z pomocą latarki ronji wreszcie ujrzałam niewidzialnego kesza. A się mikrus schował przede mną ! Czekaliśmy na resztę, ale się nie doczekaliśmy, za to był niezły ubaw i miłe pogaduchy