Uwielbiam mojego GPS-a zwanego zdrobniale "garnierem" - na każdej wyprawie keszowej zapewnia mi wysoki poziom atrakcji ciągnąc w bagna, nieistniejące drogi itp. To mój genialny partner od przygód..Przy tym keszu podprowadził mnie szosą do ściany lasu i zakomunikował, że jakieś 1500 m w głąb będzie kesz. No cóż, niewiele zastanawiając się posłuchałam go, węsząc cudowne atrakcje..Najpierw były dziki (
cholera, nawet noża nie mam, ale może one lubią kanapki z serem i pożrą je zamiast mnie?) Na szczęście nie chciały ze mną konwesować, uznając zapewne, ze nie ma o czym i szybko uciekły. Potem "garnier" stwierdził, że w zasadzie to nie ma powodu, dla którego miałby się nie wyłączyć. Więc dalej szłam sobie " z pamięci". I doszłam do niesamowitego lasu - modrzewie tak wielkie i tak piękne - w życiu takich nie widziałam! Nie miałam pojęcia nawet, że te drzwa mogą być wogóle tak potężne.... a ściółka żółta i mięciutka od ich igiełek....czas na herbatkę...
Na koniec trafiłam na ścieżkę i do podpisanego obiektu i kesz się znalazł. Tu, na ścieżce modrzewie nie są nawet w połowie tak wielkie, jak tam dalej...
Oczywiście na koniec przeczytałam, że byłam tam, gdzie mnie być nie powinno, czyli w ścisłym rezerwacie. Warto było błądzić! To chyba najbardziej "baśniowy" las jaki kiedykolwiek widziałam!
Recently modified on 2013-11-11 19:29:17 by user Werrona - totally modified 1 time.