Uwielbiam takie perełki w zupełnie niepozornych okolicach.
Kesz złapany ze znajomymi. Choć namierzyliśmy wejście, to wyszło na to, że weszliśmy od drugiej strony. Trochę zwiedzania, rozglądania, zachwycania i ruszamy po kesza. Tu nas napotkała niespodzianka, gdyż w podziemiach znaleźliśmy kolegów po fachu. Szukanie wskazówki poszło raczej bez kłopotów, finału również. Wychodzimy, telefon po bonus i lecimy dalej. Tu już nie obyło się bez drobnej przygody, ale mniejsza o to, bonusa też się w końcu udało odnaleźć. Pozdrawiam