Weekendowy, grupowy rajd keszerski. Po godzinie grzebania w podwoziu samochodu i wykręcania czegoś plastikowego, co dzięki specyfice leśnych dróżek częściowo odpadło i stało się szuflą zbierającą żwir, dojechaliśmy i tutaj. Słupek jest, kesz jest, a czart nas nie zeżarł. Żyć nie umierać.