Ojojojj... co się namęczyłam grzebiąc w tej dziupli ! Płaszcz ściągnięty, rękawy podciągnięte, zegarek do kieszeni, a to wszystko na nic. Sama zaskoczyła mnie moja kreatywność, pomysłowość i samozaparcie. Postanowiłam, że nie odejdę dopóki nie wyciągnę kesza. I tak też się stało

dla kolejnych odwiedzających: proponuję zabrać jakąś chochelkę, czy coś podobnego

chociaż i bez tego można sobie poradzić, dookoła tyle gałęzi, patyków

dziękuję za ciekawe 30 minut mojego życia w walce z samą sobą i jakby nie było - ze strachem też... Nie jest tak prosto włożyć całą ręką w jakąś ciemną dziurę

dodam jeszcze, że bałam się zaklinowania, przeszło mi przez myśl, że trzeba byłoby drzewo ścinać - hihihi... W każdym razie było śmiesznie i interesująco

Kesz sam w sobie ma się bardzo dobrze, tyle że nie znalazłam tam GK, który rzekomo być powinien. Chyba, że może gdzieś poza keszem spoczywa, co ciężko było mi stwierdzić :)
dziękuję za świetną zabawę! :)