Sama nie wiem, ile razy usłyszałam 'Nie, nie pójdziemy do Czerwonej Fabryki'. Podobno jeden z najbardziej przypałowych keszy w Łodzi, i nie ma szans, żeby taka mała, gadatliwa krótkofalówka dała sobie radę. Bo ochroniarz, psy, a w ogóle to trzeba się umieć wspinać! Znając opowieści o tym, co w fabryce się działo, profilaktycznie zaprosiliśmy Nefryta ze sobą, aby uniknąć niespodziewanej wizyty 'mundurowych'
Czując się dużo bardziej komfortowo w towarzystwie założycieli (o ile można w ogóle mówić o komforcie czołgając się w opuszczonej, dość dobrze strzeżonej fabryce!), pod osłoną nocy wybraliśmy się do budynku. Policję udało nam się spotkać jeszcze przed wejściem na teren, na szczęście obeszło się bez bliższej interakcji. I na szczęście dalej poszło już z górki, chociaż kilka ryzykownych momentów było
Do tego kesza dojście było nawet całkiem niezłe (pomijając fakt, że ochrona, opuszczona fabryka i jak tam musieliśmy się dostać!), z zejściem miałam nieco problemu, ale na szczęście dzaczek służył pomocną dłonią. Miejsce jest niesamowite, robi ogromne wrażenie!! Widok z dachu na Białą Fabrykę w nocy jest cudowny. Zdecydowanie należy się za tego kesza gwiazdka - za pokazanie pięknego obiektu, niesamowite emocje i ogromną dawkę adrenaliny!
+ do tej pory nie potrafię wyjść z podziwu dla sposobu umieszczenia kesza. Chyba wolę nie wiedzieć, jak wyglądało jego zakładanie! Takie rzeczy nie są normalne, zdecydowanie!
Dziękuję i pozdrawiam!
Karolina SQ9KFS