I tu się zakończyło dzisiejsze keszowanie. Powiem tak, ten kesz to mój osobisty horror i nie będę owijał w bawełnę. Była to moja 6 lub 7 wizyta po tego kesza, a wszystko to przez niezbyt przyjemny charakter tego mejsca. Za każdym razem jak tam byłem (a byłem tam chyba o każdej możliwej porze dnia i roku), zaraz obok siedziała sobie grupa dresów. Pewnego razu zdecydowałem się nawet dokonać bliższego rekonesansu i pomijając, że byłem pod stałym ostrzałem złowrogich spojrzeń tejże grupy społeczeństwa, to odkryłem wtedy drugi mankament lokalizacji - zaminowanie. W warunkach niczym z poligonu nic nie zdołałem wskórać. Taka passa trwała aż do dzisiaj, kiedy w końcu mogłem sie nacieszyć keszyną. Nie wiem czy to to miejsce, czy może ja mam jakiegoś cholernego pecha... Doceniam słodki akcent przy samym keszu, ale chyba nie zmieni on mojego ogólnego odczucia :<
PS. Odjeżdzając już z miejsca zauważyłem w parku grupkę 3 dresdup. Chwilkę sobie poczekałem, poobserwowałem z zaciekawienia gdzież to się wybierają i chyba sami się domyślacie gdzie skończyły