Pod Świerczewskim zasięgu brak, więc działać należało z pamięci i na nosa. W tym prym wiedzie moja Małżonka, która to, nim zdążyłem się rozejrzeć, już wyciąga kesza. Skrzynka mocno wilgotna, logbook zapakowaliśmy w strunówkę. Na więcej nie byliśmy przygotowani.