Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy

3553775 2020-12-21 18:00 Aliaba (user activity331) - Znaleziona

Zachrypnięte ujadanie starego psiska nie brzmiało jednak realnie. Marian wciąż trwał w dziwnym letargu. Czy to wszystko nie było prawdą? Dziwnym zrządzeniem losu w jego umyśle pojawiło się wątłe wspomnienie Laury. Nie otwierał oczu, ujadanie psa trwało, a wspomnienie przybierało na sile. Chcę ją odnaleźć. Już! Teraz!
Jak Don Kichote z La Manchy swą Dulcy..Dolcy..Jak ona miała..? Marian znów odjechał.
Nagle wstał i potykając się o Pawła w try miga nałożył na siebie co miał pod ręką. "Wskoczę na konia i popędzę ku przygodzie, odnajdę ją".
Wypadł z domu i pognał do stajni. W połowie drogi skręcił ku stajni sąsiada, przypomniawszy sobie, że własnego konia przecież nie ma.
Po drodze wyrwał pęczek marchwi na zachętę dla rumaka. Nawet drut kolczasty zawieszony przez sąsiada na płocie nie mógł go zatrzymać, choć zabrał mu znaczną część spodni.
"Nic to...", pomyślał Marian, Laura warta jest ostatniej nawet pary portek.
Dopadł stajni i zastygł. Pamiętał, że konie z natury są płochliwe, a nie chcial zawieźć swej ukochanej już na początku poszukiwań.
Wśliznął się do środka ze zwinnością myszy, bacząc przy tym by nie obudzić kota. Odruchowo złapał się za pośladek noszący ślady kocich pazurów.
Otoczony wszechobecną ciemnością przystanął. Czy trafił we właściwe miejsce? Nasłuchiwał przez chwilę, aż dojrzał w blasku księżyca cień grzywy.
Tak, tak, grzywa jak marzenie. To on, ten rumak, który poniesie go ku wybrance. Trzymając marchew przed sobą ostrożnie zbliżał się do konia.
Już tylko kilka kroków i wskoczy na jego grzbiet, popędzi ku swej świetlanej przyszłości, porzuci obecne życie i podąży za dobrą zmianą.
Nagle łeb przed nim wyszczerzył zęby i wyrwał mu marchew.
To jest ten moment. Marian chwycił za grzywę. "Krótka jakaś - pomyślał. Wskoczył na wierzchowca. "Niski jakiś" - znów pomyślał.
Dwie myśli następujące po sobie w tak małych odstępach czasu przeciążyły umysł Mariana, który osunął się półprzytomny na ziemię i nie słyszał już przeraźliwego ryku osła.
Marian widział jedynie Laurę, która rżała z radości na jego widok, po czym z niepohamowanym łakomstwem zajadała darowane jej marchewki trzęsąc przy tym dziwnie długimi uszami.
Marian był szczęśliwy i poddał się temu szczęściu. Wiedział, że z miłością walczyć nie zdoła. Tylko Osioł nie wiedział, co za osioł odwiedził go tej nocy.

3546943 2020-12-11 23:17 rekomendacja Miki. (user activity16364) - Znaleziona

Marian pomyślał, że nie stać ich na kablówkę.

Kolejna logiczna myśl, która go naszła:  „telewizor dotyka ziemi, więc pewnie łapie naziemną… „

Przekaz był dla niego jasny, widział już ten kod na sklepowym murze, na słupie i przystanku  – wpatrywali się w niego wraz z Pawłem i oboje poczuli chęć zmian…

Wpatrywali się w śnieżenie i gwiazdki i w stanie dalszego upojenia zaczęli marzyć o życiu po zmianach…

Paweł wyszeptał: „Pomyśl Marian, wchodzisz do Żabsona i wybierasz Jacka…”

Marian zastanowił się chwilę „co tam małpki, całe skrzynki, to jest to…”

Z pewnością ich świat marzeń bardziej by się rozwinął, ale z amoku wyrwało ich szczekanie psa ….

3535361 2020-11-18 21:56 rekomendacja Badzia Gadzia - (BG) (user activity12838) - Znaleziona

Kiedy dotarli do Marianowego siedliska Paweł z pępka zaczął wyciągać przedłużacz.  Oczywiście tylko Marianowi wydawało się ze przedłużacz wychodz z pępka,  tak naprawdę Paweł  kilkanaście  lat temu na przekór  swojej juz bylej żonie, zjadł pas , którym zawsze dostawał  kiedy wracał nawalony z porannego spaceru z Fifikiem. Kiedy udało  się podłączyć przedłużacz do latarni,  przegoniwszy wczesniej niej wspaniałą M. która  wykonywała najdłużej z wszystkich w jej środowisku swój zawód ( a tak naprawdę M. Przebierał się za kobietę,  jej/jego fioletowa peruka tak przykuwała uwagę, że dopiero przy bliższym zapoznaniu biedny spragniony fizycznej miłości orientował się ze to nie ta wybranka -Tzw cios poniżej pasa. Marianowi oczywiście to nie przeszkadzało i spędzał  z M. wiele godzin na wspólnym baraszkowaniu w starym czinkoczento . 

Po odpaleniu telewizora na ekranie pojawiło się śnieżenie i błyskawice. Gdy coraz dłużej wpatrywali się w ekran zaczeli dostrzegać zaszyfrowana wiadomość,  a brzmiała ona tak : ***** *** 

 

3441187 2020-08-01 16:37 Pawello (user activity4546) - Znaleziona

(...) Tuż po tym jak wychylił stumililitrową butelczynę ruszył razem z Pawłem w kierunku zaprzyjaźnionego komisu. Wielokolorowe neony niedawno otwartego lokalu już z daleka mamiły potencjalnych klientów. Może były nawet bardziej mamiące niż tyle co wlana w gardziel miniprzedstawicielka lianochwytnych.

Zaraz po przekroczeniu progu, z zaplecza wyłonił się komisant, który w głowie miał tylko intratne transakcje. Tak się złożyło, że Marian wraz z Pawłem byli świeżo po jałmużnym akcie przeprowadzonym pod zlokalizowanym nieopodal dyskontem kojarzonym z siedmioma kropkami.

Zarówno Marian jak i Paweł mieli jednak w głowach kontynuowanie radosnego stanu, więc trzycyfrowa cena potencjalnego odbiornika była dla nich całkowicie nieakceptowalna. Zaproponowali, że zapłacą dokładnie tyle złotych, ile dni trwała podróż dookoła świata Phileasa Fogga.

Sprzedawca zamyślił się na dłuższą chwilę, chcąc tym samym pokazać, że sprzedaje towar jedyny w swoim rodzaju. Oczywiście nie była to prawda, bo ów telewizor znalazł pod blokiem wracając któregoś dnia z pracy.

Po zastanowieniu zgodził się na cenę zaproponowaną przez duet moczymordów.

Radosnym krokiem ruszyli ze sprawunkiem w kierunku tymczasowego siedliska Mariana zlokalizowanego dokładnie 160 metrów od komisu...

3440942 2020-07-28 23:50 Don Vito (user activity4043) - Znaleziona

Siadł sobie Marian na pobliskim krawężniku i zadowolony otworzył małpeczkę. Jego zadowolenie było tym większe, że w „Żabsonie” zawsze się trafi promka jakaś, więc tym razem miał niebywałego farta – dzisiaj były 2 małpki w cenie jednej! (No jak tu nie skorzystać z takiej okazji?).

Oczywiście Marian groszem już nie śmierdział, ale od czego był nowo-poznany przyjaciel – a wiadomo, że przyjaciel w biedzie poratuje.

Siedząc tak z Pawłem i delektując się lubym napitkiem, zaczął rozmyślać co by tu zrobić. W końcu baba wyrzuciła ukochanego, wysłużonego Rubina (a wiadomo, że naprawa zawsze była prosta – wystarczyło trzasnąć ręką obudowę i już wszystko działało jak trzeba):)A może by tak zapytać przyjaciela o radę?

- Te, Paweł, epp… co Ty byś na moim miejscu? – spytał Marian (no w sumie to wybełkotał).

- Hmm, wiesz, epp… Marian, epp… na pewno, epp…, babie bym awantury nie zrobił. Epp… No bo, epp… może Ci potem coś jeszcze wypierdzielić, ep… i co wtedy? – równie bełkotliwie, z przerwami na zadumę (albo po prostu czkanie) odpowiedział Paweł.

- No,… dobrze mówisz. Ale wiesz, epp… życie bez telewizora ciężkie jest.

- Ano jest… - zadumał się Paweł i popijając małpkę wymownie milczał.

- Dobra, Paweł…. Chyba zostanie iść do jakiegoś komisu czy coś… - wybełkotał Marian. Po czym otworzył drugą małpkę i haustem wypił, by dalsza podróż była łatwiejsza…

3402594 2020-06-27 23:59 Mirosław (user activity950) - Znaleziona

- Ki diabeł wodę mąci – mruczał Marian, stawiając kolejne kroki, a diabeł ten mu tam nogi plątał.

Wyścig z czasem trwał, już, już do przecznicy dochodził, a tu zza węgła wyjeżdża złowrogo warcząc po brzegi wyładowana śmieciara. Nietrudno było na niej zobaczyć przeróżne szafki, lodówki, pralki… A na samej górze dumnie prezentował się, poważnie wypinając wydatny kineskop, stary, ukochany przez Mariana Rubin.

- No i po telewizorze, a tyle babie mówiłem, że jeszcze dobry, nie wyrzucaj…

Marian podjął brawurową próbę ratowania sprzętu. Jak gepard jaki, zwinnie, szybko i z gracją skoku dokonał w kierunku oddalającego się samochodu. To znaczy tak to wyglądało z jego perspektywy. Bo patrząc z boku to… po prostu wyrżnął się na chodnik i nos obił jak ta lala :)

Zrezygnowany, obolały Marian z trudem podniósł się, obrócił na pięcie i zrozpaczonymi oczyma szukał kolegi. Paweł też miał chyba porachunki z tym samym czortem, bo i jego nogi dziwnie nie słuchały. A, że i nie miał interesu się śpieszyć, to z tyłu znacznie pozostał.

- Nooo… co tam, znalazłeś, ep… pognałeś jak jaki strażak do pożaru… eppp…

- A diabli wzięli, dobry był jeszcze…

- Co wzięli, epp…

- A nie chce mi się gadać, żal trzeba utopić… Chodź do ‘Żabsona’, tam lekarstwa dostanę…

A wie przecie każdy, że najlepsze medykamenta w małych buteleczkach sprzedają, to małpka w Marianowe ręce wpadła… to się nie zmarnuje :)

3374850 2020-06-05 09:32 Solka (user activity102) - Znaleziona

Marian siedział przed sklepem i z radością popijał leczniczy trunek. Ziuuup... gul, gul, gul.. ziuuup. Co chwila rozpinał i zapinał rozporek, aby pociągnąć łyczek ambrozji.

- Moja małżonka jest jednak genialna- rzucił do Pawła- i napić się można, i oddech złapać. Boję się tylko, że jak pijany pójdę się odlać, to nie ten rozporek rozepnę, hue hue hue!

- No- dorzucił rozbawiony Paweł- jak będziesz chciał rzygać, to też będzie trzeba szybko decyzje podejmować!

Zarechotali obaj i na chwilę każdy z nich pogrążył się w rozmyślaniach na temat przyziemnych skutków epidemii.

- Muszę się zbierać- powiedział Paweł po dłuższej chwili milczenia.- dziś wywożą gabaryty, a mam i ja sporo rupieci do wywalenia. Sam bym nie pamiętał, gdyby nie to, że po drodze widziałem, jak ludzie wywalają. Cała ulica zastawiona starymi lodówkami, pralkami, telewizorami, gdzieś mi nawet taki bardzo stary mignął. Zastanawiam się, czy nie iść i go dla ojca zgarnąć, on lubi takie starocie.

I już zaczynał wygłaszać monolog na temat zamiłowania staruszka do zabytków, renowacji, podczas gdy Marian próbował połączyć styki w mózgu.

- Stary telewizor? Gdzie?

- No tu, ze dwie ulice dalej-pokazał kierunek ręką, w której też trzymał poranne piwko.

- Słodki Jezu, biegnijmy tam!

Zerwał się z miejsca jak poparzony. Pech chciał, że po ostatnim łyku zapomniał zapiąć rozporek i jak wyrżnął gębą w piach, to ten oblepił mokre od piwa i śliny usta i zarośniętą szczękę. Przejrzał się w sklepowej witrynie i ten widok przypomniał mu, jak w 2005 roku obudził się na plaży w Mielnie z okropnym kacem i rozpiętym rozporkiem, spod którego widać było oblepionego w nadmorskim paseczku kapitana.

-A! Do licha z tymi maskami! Biegnijmy! krzyknął Marian, zerwał maskę, otrzepał twarz w miarę możliwości i chwiejnym krokiem potruchtał w kierunku wskazanym przez Pawła, nie zważając nawet, czy jego nowy kolega mu towarzyszy.

3359579 2020-05-21 23:54 damian211289 (user activity2887) - Znaleziona

- Łooosz nosz kurwa grrr tfuu – wzdrygnął się Marian – znowu śniło się mnie to dziadostwo, za nic nie wróciłbym znowu do szkoły, co to to nie, a idź mnie z tym! Tfu tfu tfu – skwitował i z obolałym łbem dźwignął się ociężale. Ledwie świtało, więc po omacku wygmerał spod poduszki poranny utrwalacz stanu dnia wczorajszego, w połowie niedopitą flaszkę bliżej nieokreślonej substancji. Cudownie palący płyn koił spragnione gardło Mariana i dodawał energii niczym magiczny napój brodatego druida z galijskiej wioski. Gromkie beknięcie przerwało poranną ciszę i chwilę później Marian niezdarnie wygramolił się na podwórko. Niewiele myśląc, baa nie myśląc zupełnie, chwiejnym krokiem ruszył w stronę opartego o płot roweru marki składak i jeszcze bardziej chwiejnie popedałował w znanym tylko sobie kierunku. Tak jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak każda marianowa ścieżka prędzej czy później urywa się pod sklepem. – Kochaniutka, jeszcze mnie dopisz te dwa i lalunię, może być cyrtrynowa i de… o żesz ty parchu! – wykrzyknął nagle – tą mordę rozpoznam zawsze, choćby mnie ślepia po dykcie bielmem zaszły. Stojący w progu mężczyzna z trwogą patrzył na miotającego klątwy Mariana, który ze zwinnością paralityka rzucił się nagle w jego stronę. Szamocząc się sam ze sobą, wywracając regał z czipsami i uderzając boleśnie łbem w futrynę prawie trafił nieznajomego lewym sierpowym. Nim z impetem rypnął jak długi przed schodami, zdążył w locie wykrzyczeć imię niedoszłej ofiary – Wojtek śmieciu! – bulgotał wściekle – ty łachu wymemlany z dupy wyciągnięty – pomstował – ci kurwa dam bankomat, tą ławką zatłukę, łeb rozwalę! Mężczyzna już nie z trwogą a z politowaniem obserwował bezradnie walczącego z grawitacją i delirium Mariana. – Paweł, mam na imię Paweł, w czym mogę panu pomóc? – zadrwił. Marian niczym szmaciana kukła legł na ziemi i unosząc tylko obolałą łepetynę rzekł – no to pożycz pan pińć złoty.

3358102 2020-05-20 02:07 Gryzli i Ruda Bestia (user activity791) - Znaleziona

Na następny dzień Marian przyszedł do szkoły w bojowym nastroju, oczywiście nie zapomniał kupić po drodze czekoladek dla Laury by ją pocieszyć i otrzeć łzy dnia poprzedniego. Lecz do samego końca nie chciał jej powiedzieć co zamierza zrobić.

On natomiast miał chytry plan, mimo faktu, że nie był zbyt popularny wśród uczestników,  wcześniej ( po kryjomu)  zaznajomił się dobrze z złotą rączką pracującą w szkole...

... w akcie zemsty dogadali się, że w ulubionej ławce Wojtka przez noc, w magiczny sposób znikną śrubki.

Rano na lekcji języka polskiego z wychowawcą klasy (swoją drogą bardzo surowym) Wojtek nie znając planu Mariana zaczął się wypakowywać na ławce i ku swojemu zdumieniu gdy siadał do niej, ławka się złożyła z wielkim hukiem.

Wychowawca klasy na to się wściekł i kazał Wojtkowi odnieść tą ławkę do woźnego. Wówczas gdy ten idąc z ławką do kantorka woźnego, Marian zabrał mu plecak. Nawkładał mu do środka mnóstwo roślin i pomocy naukowych które się zmieściły, robił to ku cichej uciesze klasy. Laurze było strasznie głupio, że nasz Marianek tak się naraża przez nią  lecz nie protestowała, a wręcz była zachwycona że ktoś szczerze się za nią wstawił i wymyślił tak chytry plan.

Obrazki do tego wpisu:
ławka
ławka

3349390 2020-05-11 09:53 Jojo (user activity611) - Znaleziona

 

Marianowi przypomniała się rodzinna wioska. Artemida, która swoją nazwę zawdzięczała temu, iż jest położona na skraju lasu. Miał przed oczami swoja piątkę rodzeństwa. Kolejność była następująca chłopcy przeplatali się z dziewczętami. Najstarszy Władek, potem Jadwiga, potem nasz dzisiejszy bohater Marian, potem Blanka i na koniec Dariusz. Matce na imię było Liliana. Pracowała w mleczarni, a ojciec Czesław w kopalni.Nadszedł czas, gdy Marian miał iść do szkoły. Do czwartej klasy był popychadłem. Wszystko zmieniło się kiedy poznał Laurę. Dziewczyna wychowała się w dobrej i bogatej rodzinie. Każdy chciał się z nią przyjaźnić, ale tylko dla pieniędzy. Pewnego dnia Laura usłyszała rozmowę kolegów z klasy śmiejących się jaka to jest naiwna. Jeden z nich nazwał ją ,,Miss bankomatem’’.

Zapłakana ruszyła przed siebie. Zupełnie przypadkiem wpadła na Mariana.

- Laura, czemu płaczesz? - Zapytał zmartwiony.

- Nie musisz wiedzieć.- Oparła.

- Nikomu nie powiem.- Powiedział.

- Obiecujesz? - Zapytała.

- Obiecuję.- Odparł.

- Chłopaki się ze mnie śmieją. Wojtek nazwał mnie ,, Miss bankomatem’’

- Nie przejmuj się. Jutro się z nim rozprawię. - Powiedział Marian.

 

Ostatnio edytowany 2020-05-11 14:35:46 przez użytkownika Jojo - w całości zmieniany 2 razy.

3342900 2020-05-04 22:52 Dallas (user activity10651) - Znaleziona

- Kobieto! Ciebie już całkiem pogrzało? Z rozporkiem na mordzie mam teraz chodzić? - zapytał zrozpaczony Marian.

- Na dupie cały materiał wytarty, to chyba lepiej tak, niż na ulice z dziurą wyjść! – rzuciła, nie odrywając wzroku od nożyczek Marianna.

Nadchodził dobrze znany moment, w którym wiedział, że lepiej zamilknąć. Pulsujący łeb nadal nie odpuszczał.  Marian spojrzał smętnie w zalepione od brudu lustro wiszące nad stolikiem. Odór gorzały i wątpliwa równowaga utwierdzały go w przekonaniu, że znajduje się na przegranej pozycji.

- Śmieci wyniosę, bo wali niemiłosiernie…

- Ja już tam dobrze wiem ty stary capie, po co chcesz wychodzić. Z kolegami znowu się nachlać pod sklepem i drzeć gębę do…

Nie zdążyła dokończyć, gdy drzwi wejściowe trzasnęły z hukiem, informując, że decyzja została już podjęta.

Szedł pustym chodnikiem, ruch na ulicy praktycznie nie istniał. Zbliżała się siedemnasta.

- Cholera, mogłem chociaż kurtkę zabrać. – wymamrotał do siebie w nerwach. Przez chwilę pojawiła się myśl o powrocie do domu. Jednocześnie doświadczony małżeństwem człowiek, doskonale zdawał sobie sprawę ze skutków takiej decyzji. Szyld sklepowy z napisem „Osiedlowy Świat Win” był już na wyciągnięcie dłoni.

- Dobra, małe piwko i wracam.

Marian zaczął skrupulatnie przeliczać bilon ze swojej kieszeni, gdy niespodziewanie tuż za jego plecami zatrzymał się jakiś pojazd.

-Dzień dobry, aspirant Wyjebka Ryszard. - Nie dość, że środkiem ulicy w stanie mocno nietrzeźwym, to jeszcze się obywatel bez maseczki wybrał! No pińcset będzie jak nic.

Marianowi całe życie przeleciało przed oczami…

3329873 2020-04-23 19:06 Paprotka (user activity1206) - Znaleziona

A że brak było w domu w danej chwili baterii na wymianę, a i sił brakowało na powstanie z kanapy, lenistwo skazało go na dalsze oglądanie orędzia. Na całe szczęście dla zdrowia psychicznego Mariana w tym momencie wkroczyła Marianna.
- Ty zapijaczony knurze, nie masz co robić? Ruszaj miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę i pomóż mi szyć maseczki dla nas. W sklepach już nie ma ani nitki. - rzuciła szybko, obróciła się na pięcie i wyszła.
- Maseczki...? - pomyślał Marian i w skacowanej głowie zaświtała mu praktyczna myśl. - Świetnie, żona ma uszyje mi wymarzoną maseczkę! Ja ją tylko nasączę za chałupą denaturatem.
Nabrawszy nowych sił, Marian ruszył nieśpiesznie za swoją niewiastą, coby niechętnie dać się zaprząc do roboty. Marianna miała już przygotowane całe stanowisko: nożyce, nici, maszynę do szycia i wszystko, co mogłoby jej być potrzebne. Jej mąż rozglądał się niepewnie dookoła, nie wiedząc do czego miałby się przydać.
- Marian, przynieś te dżinsy, co to ci z nich już brzuch wystaje jak bania. - powiedziała zasiadając do maszyny.
Chłop grzecznie potruchtał wygrzebać z dna szafy spodnie i podał jej małżonce.
Marianna wzięła dżinsy i pociachała je na kilka kawałków. Marian tylko zachodził w głowę na kie licho jej to, ale nie pytał, bo go wspomniana głowa za bardzo bolała. Żona w międzyczasie usiadła do szycia i zajęła się magicznymi rzeczami przy maszynie. Spuściła na chwilę oko z Mariana, więc zwiał do kuchni poszukać czegoś na klina.
Po dziesięciu minutach stukotów, ciachania i innych dźwięków kobieta wstała z pierwszą wykonaną maseczką i przekazała ją mężowi.
Marian trzymał w ręku najpiękniejsze, najpraktyczniejsze epidemiczne przybranie twarzy jakie widział. Kawałek dżinsu kształtem przypominał zwykłą maseczkę. Na wysokości nosa miała jednak duży, srebrny guzik, od którego w dół ciągnął się suwak.
Dłuższą chwilę zajęło mu skminienie co to za magiczny wynalazek, aż wymamrotał w zdumieniu...

 

(Wybaczcie, mistrzem pióra to ja nie jestem, ale dzięki za uratowanie z nudy. TFTC! :D)

3328982 2020-04-20 23:17 Pawel brasia (user activity7989) - Znaleziona

Kac. Kac gigant to mało powiedziane. Widział, że sytuacja jest trudna. Właściwie to nie widział nic, poza lekką poświatą dobiegającą z miejsca gdzie powinno być okno. Chwycił się za głowę i już wiedział dlaczego go bolała, była twarda, prawie bez czucia przypominała…. Tak, to była maska spawalnicza, którą jednym szybkim ruchem ściągnął z facjaty. Promień słońca wpadł w oczy i wypalił mu resztki mózgu. W tym momencie pragnął łyka wody bardziej niż Kaczyński wyborów.
Zauważył jakieś zielone gałązki, które Marianna trzymała w wazonie na lawie. Sięgnął ręką i niczym puchar zagłębił się w płynie o dość wątpliwym zapachu.

- Nie takie rzeczy się piło – pomyślał

Płyn miał cierpki smak, smakował jak… wszystko.

Spod petów wyciągnął pilota, chcąc sprawdzić która godzina włączył TVP. Ekran rozbłysnął najpierw na niebiesko, później wrócił do naturalnych kolorów, pojawiło się orędzie Prezydenta.

Jak ja cenię tego faceta – pomyślał - taki pracowity, zawsze gotowy do pomocy, szczególnie słabszym. I nawet się nie uśmiechnie słysząc różne głupoty, tylko robi swoje. Jaki on jest poszkodowany, macha tymi rękoma a zajmuje tylko takie małe miejsce w dolnym narożniku ekranu..

Nie mógł znieść tej niesprawiedliwości i usiłował zmienić kanał, niestety.

- Te pieeee… baterie akurat teraz musiały się skończyć – wykrzyczał

 

3328589 2020-04-20 20:50 Wesker (user activity10117) - Znaleziona

(...) A prawda była banalna. Marian wiedział, że musi pocisnąć jakiś kit swojej lubej, inaczej nie odpuści. Neptun zaś to była sprawa honoru. Wiedział, że trzeba go odzyskać i miał nawet na to pomysł. Wtedy też wymyślił historię o zielonych istotach. W jego planach przeszkodziła jednak wprowadzona dopiero co kwarantanna. Zakaz wychodzenia z domu bez maski pod groźbą kary pieniężnej. Marian nie miał maski. Tzn. miał, ale nie przystosowaną, w niej nie mógł pić. W takiej długo nie pociągnie. Postanowił wyruszyć na osiedle w poszukiwaniu odpowiedniej sztuki. Trzeba było szukać takiej, która spełni wszystkie jego upodobania. Nie będzie gryzła, będzie można w niej pić i będzie można w niej swobodnie oddychać. To warunki konieczne. Marian szukał wszędzie, nawet w osiedlowym Pewexie. Swoją drogą gdzie nie było jeszcze Mariana? Nie trudno sobie wyobrazić, że chłopina był już nawet w miejscach gdzie zwykły człowiek się nie zapuszcza. Po alkoholu zawsze tak jakoś raźniej. Ale odpowiednich masek nigdzie nie ma... Z tego smutku Marian postanowił wkroczyć do pierwszego napotkanego baru i zamówić sobie seteczkę na rozruch. Krążą legendy, że jako dziecko wpadł do magicznego kociołka Panoramiksa, który pędził wówczas bimber. Nie pomógł także fakt, że jako dzieciak, będąc ministrantem musiał testować mszalne wino. Jednak kiedy napił się, dostąpił niesamowitego pomysłu. Mianowicie, że sam zacznie wytwarzać upragnione maski, nasączone w denaturacie... W tym samym czasie Marianna wyglądała za Mańkiem przez okno. Wiedziała, że w końcu jej chłop wróci, ale sama za nic nie skłoni go do szybkiego powrotu. Domyślała się jednak, że najpóźniej może się go spodziewać 10-go bo wtedy listonosz przynosił rentę. A skoro renta, to będzie za co się napić. Marian powrócił wreszcie do domu. Opowiedział o wszystkim Mariannie i zaczęli wytwarzanie masek. Produkcja szła naprawdę nieźle. Kolejki pod domem, a nowych klientów z dnia na dzień przybywało. Jak tak dalej pójdzie to pojadę po nowego Neptuna rzekł Marian. I w tym momencie Marian się obudził... Nie było szycia masek, nie było Neptuna, za to jeden wielki kac.

3328388 2020-04-20 15:48 Ryba_Marta (user activity161) - Znaleziona

„Jeśli obiecam zielonemu przybyszowi naprawić statek i wrócić do domu, on pomoże mi odzyskać Neptuna! Nastraszymy Skurczybykosa zielonym stworem” tak to pomyślał nasz pijaczyna. Jak pomyślał tak postanowił zrobić. Podchodzi do przybysza i opowiada mu swoją propozycję.
A Mariannę aż wryło z zaskoczenia. „Co ten mój mąż ukochany najlepszego robi?! Dlaczego zaczyna gadać do jelenia! A teraz go goni”
-Marian stój! Zostaw tego biednego jelenia!
- Jakiego jelenia?! Ten zielony ufoludek pomoże nam odzyskać Neptuna! Tylko nie wiem czemu zaczął uciekać… Zaraz go złapię!
I ruszył nasz Marian w pogoń za nowym, zielonym przyjacielem. Ilości wypitego trunku nie pomagały mu w pościgu leśną trasą. Nie raz i nie dwa wyrżnął o korzeń ale nie tracił swego celu z oczu. Szybko się podnosił i biegł dalej za nim. W końcu zniknął Mariannie z oczu.
-Co ja już z tym chłopem mam … I gdzie ja go będę teraz szukać? No nic, muszę iść sama odzyskać Neptuna!
Ruszyła więc dalej ścieżką do domu Romana. Dotarła pod jego drzwi jak już całkiem zapadła noc. Dobija się do niego i dobija a ten skurczybyk nie otwiera, a na pewno jest w domu, bo słychać odgłosy jej ukochanego Neptuna.
„Może Roman zostawił otwarte okno, w końcu jak nie drzwiami to oknem się trzeba ładować” pomyślała Marianna

3328105 2020-04-19 20:43 wylatowiak (user activity1121) - Znaleziona

I tak słuchając swojego męża pomyślała, chociaż to pijak i gazer niezły ma w końcu dobre serce. Wzruszyła się kobiecina i nawet łezki dwie uroniła. Po chwili powiada tak: Marian, wiesz co idziemy odkupić Neptuna. Powiedz, gdzie i komu go sprzedałeś. No to Marian powiada tak, sprzedałem go koledze po kielichu Romanowi Skurczybykosowi. A ten Skurczybykos, kawaler samotnie mieszkający w lesie nieopodal -westchnęła Marianna. No dobra to idziemy do niego jak najszybciej, jeszcze dziś, bo trzeba odzyskać Neptuna. Marian przystał na ten pomysł i zaraz ruszyli w drogę. Idą, idą a Marian w pewnym momencie mówi do żony, muszę iść w krzaki, wiadomo po co. No i poszedł, a że miał w torbie połóweczkę to czym prędzej obalił ją. A że zawodowiec, dobry w te klocki to szybko się z nią uporał. Marianna nie domyśliła się niczego. Uszli jakiś czas i gorzała zaczęła u niego działać. Zbliżał już się wieczór a u Mariana z biegiem czasu zaczęły już się styki w mózgownicy grzać i już halucynacje alkohole zaczęły go dopadać. Struchlał i pobladł na twarzy gdy zobaczył dziwną, zieloną postać z wielkimi oczami, chudą i o nieproporcjonalnych kształtach ciała. Krzyknął do Marianny, czy widzisz to co ja. Co, a widzę bo szedł tamtędy jeleń i ona myślała, że mąż ma go na myśli. A Marianek widział co innego. Postać zbliżała się coraz bliżej, Marian struchlał i teraz widział wyrażnie, że to nie człowiek. O jasny gwint, kurza stopa - pomyślał. Czyżby to Obcy, czy jakiś nieznany stwór. Postać powiada tak: O witam was, mam problem, czy pomożecie mi. Pomożemy powiada Marian, gdy już trochę ochłonął ale w czym, zapytał się. Postać opowiedziała o co chodzi. A Marianowi zaświtała myśl ... .

3327080 2020-04-17 22:58 atena.pl (user activity12029) - Znaleziona

- Stef to jest to, mam pomysła, Tyś mi spadł z nieba z tym Osłem – słuchaj no osioł nie ma warstw, cebula tylko ma warstwy hehe.

W jednej chwili oboje spojrzeli z przerażeniem w stronę drzwi.

Nagle ciężkie, ogromne,  wrota oliwne się cichutko otworzyły i w marmurowym progu stanęła ONA  … Stoi i sapie, dyszy i dmucha żar z rozgrzanego jej serca bucha. Marian struchlał w jednej sekundzie ale już po chwili zebrał umysł, ciało i duszę w jedną spójną, przenikającą miłością całość i spokojnym, opanowanym tonem rzekł.

- o Marianno wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,

    Moja droga niewiasto tym zniknieniem swoim.

    Pełno tu nas a jakoby nikogo nie było,

    Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.

   Tyś za wszytki gderała, za wszytki śpiewała,

   Wszytkiś w domu kąciki zawżdy popierniczała.

   Nie dopuściłaś nigdy mężu się frasować,

   Ani Stefciu myśleniem zbytnik głowy psować.

Marianna ze wzruszenia zaniemówiła, zawirowała cała jej dusza i tak jak stała, tak odpłynęła w siną dal, za Marianem swoim dzielnym w siną dal, aż wypłynęła na suchego przestwór oceanu gdzie NEPTUN nurza się w zieloności i wraz z pilotem brodzi. Po szybkim ocuceniu, ocknęła się, zdołała usiąść i z głosem pełnym głębokiego uczucia, cichutko z tkliwością w głosie wyszeptała:

- Marianie! Kochanie moje! Ty jesteś jak zdrowie,

  Ile Cię trzeba cenić ten tylko się dowie,

  Kto Cię stracił. Teraz piękność twą w całej ozdobie

  Widzę i opisuję, i wiem, że Neptun już nie jest przy Tobie.

Po tych słowach Marian już był pewien, że Marianna wie wszystko, albo przynajmniej wiele się domyśla. Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, który mógł jeszcze bardziej pogorszyć jego i tak już beznadziejną sytuację, postanowił ostatni raz zagrać pierwsze skrzypce.

Miałem ci ja złoty róg,
miałem Neptuna i czapkę z piór:
czapkę wicher niesie,
Neptun gdzieś w lesie,
a Marianna trzyma sznur!

Marianna nie mogła uwierzyć w to co usłyszała i …………… VERTE!

3327004 2020-04-17 11:30 Werrona (user activity2043) - Znaleziona

-Stefan, to TY?! Ależ mnie wystraszyłeś tymi kopytami! Co się stało? Mów!

Stefan (który po prawdzie przypominał już Stefana jedynie w górnej partii ciała) popatrzył na Mariana ze smutkiem, zarżał i zaczął mówić:

- Ech Marian, to wszystko przez ten  Twój telewizor i tę Twoją żonkę. Od kiedy siedzisz w kiblu jakoś tak smutno, nie ma się z kim napić, no i przede wszystkim nie ma  już CO pić.  W pierwszym odruchu przeszukałem chatę i coś-tam pod wanną w jakiś butelkach znalazłem. Kolor miało dziwny, ale w smaku wysokie procenty czuć było. No i trzepało jak trzeba. Łyknąłem, rozpiąłem koszulę, popuściłem gumkę w spodniach... Chwilę później poczułem błogość, która mogłaby trwać wiecznie. Niestety - po wypiciu zaledwie dwóch kielonków, przysiadł sie do mnie  taki jeden i zapytał, czy Centaura biorę. Natychmiast pomyślałem, że ten CENTAUR to musi być jakiś podobny model do Twojego Neptuna. W dodatku powiedział, że nic za to nie chce. Więc mówię: DAWAJ. No i dał...

-Kurza twarz - wysyczał przerażony Marian - co teraz?

-  nie wiem, liczę na Ciebie (tu spojrzał na swoje dolne partie ciała) - podobno gdzie koń nie da rady tam osioł pociągnie...

Tymczasem za drzwiami słychać już było kobiece kroki.....

 

3327003 2020-04-17 11:24 RaMaTo (user activity970) - Znaleziona

Cisza nastała tak głęboka, iż ostatnie wypowiedziane przez Mariana słowo „pierdolę” wybrzmiało niczym pulsujące echo w górskich dolinach. Zapach siarki zaczął mieszać się z kwaśnym zapachem ludzkiego potu, oraz na początku subtelnym, lecz z każdą kolejną sekundą coraz natarczywszym zapachem uryny.

Marian nie dostrzegał jednak tych jakże banalnych oznak swego człowieczeństwa. Wpatrywał się w postać, która w ludzkich umysłach i wyobrażeniach jawiła się jako demon z piekła rodem. Diabeł, Bies, Czort, Boruta – różnie był nazywany. I z jednej strony stał przed nim, rzec by można, że prawdziwy – namacalny! Ale morze alkoholu w tętnicach sprawiało, iż obraz był mocno rozmyty… Istotne również było to, że Marian był niewierzący. I nie chodzi tu o Boga czy Diabła…

Marian przez całe swe marne życie nie wierzył w NIC!!!

Czyżby więc się mylił???

Myśl ta wstrząsnęła Marianem….

3326978 2020-04-16 21:47 Equilibrium_prime (user activity1720) - Komentarz

lukuj
znakomite <3

3326966 2020-04-16 19:29 lukuj (user activity232) - Znaleziona

Zamyślony Marian od kilku dni do żony się nie odzywał. Tak po prawdzie to nie odzywał się do nikogo. Mądra kobieta na siłę z mężem kontaktu nawiązać nie próbowała. Głęboka bruzda na jego czole dobitnie wskazywała, że w  głowie zachodzą równie głębokie procesy myślowe, których to przerywać pod żadnym pozorem nie należało. Pani Marianna nigdy  nie spróbowała się przekonać „co by się stało, gdyby”.

Usłużnie więc podtrzymywała męża przy życiu. Podając jedzenie, rytmicznie parząc herbatę, w razie grubszej potrzeby wsuwając przez uchylone drzwi łazienki rolkę papieru toaletowego.

Jedna myśl krążyła po głowie Mariana. Nie bez oporów odrzucił naiwne plany przedstawienia żonie kłamstwa, które wypłynąć wszak kiedyś musiało. Pozostawało więc Neptuna odzyskać. Odzyskać za wszelką cenę!

Ta myśl zastała go pochylonego nad kieliszkiem. Kolistym ruchem ramienia uczynił przed sobą przestrzeń, w której zagościł wygnieciony   zeszyt w kratkę. Wygładził kartki dłonią i myśli – jedna po drugiej – zaczęły spływać po czubku ołówka na papier. Co rusz, myśl nieużyteczna,  cięta  bezlitosną poziomą kreską przez sznurek liter, niczym ostrym nożem była unicestwiana. Były i takie, na których głupocie kruszył się błyskawiczny sztych ostrza ołówka. Marian prawie przestał oddychać. Szklanka zastąpiła kieliszek a do pustej butelki po wódce dołączyła pełna. Marian zamknął oczy. Kiedy głowa opadła mu na piersi, lewa dłoń delikatnie podkradła ołówek prawej. Na kartce pojawiły się niezgrabne koślawe DRUKOWANE LITERY. Marian szarpnął się do tyłu i wpił wzrok w podświadomie zapisaną myśl:

- ODDAŁBYM DUSZĘ DIABŁU ZA NEPTUNA!

Pusta szklanka, ściśnięta w prawej dłoni pękła i kartka rozkwitła plamkami krwi Mariana. Wahadło starego zegara zatrzymało się z nieprzyjemnym zgrzytem.  Marian usłyszał cichy chichot.  Zapachniało siarką a od drewnianej podłogi odbił się stukot racic. Spojrzał na postać, której zarys pojawił się w lustrze.

- O ja cię pierdolę, wyszeptał…

Ostatnio edytowany 2020-04-16 22:09:31 przez użytkownika lukuj - w całości zmieniany 2 razy.

3326954 2020-04-16 15:43 Equilibrium_prime (user activity1720) - Znaleziona

Żona Mariana, to nie byle kto. Pani na Włościach wywodząca się z elit, wiadomo brat szycha w Wojsku Ludowym, z wieloma koneksjami . Mógł wiele załatwić, choćby telewizor Neptun. Bywała na salonach, partyjne elity dobrze ją znały, a to dzięki bratu. Toteż Marian bardzo się bał powiedzieć żonie , co się stało z Neptunem. Najpierw wymyślił ,że telewizor się popsuł i jest w naprawie, później, że musi czekać na części. Kiedy sprawa się przedłużała, podejrzliwa kobieta nie dawała Marianowi spokoju. Musiał wymyślić coś , co będzie nową wymówką, a nie było to proste. Marian myślał i myślał, wytężał swoje szare komórki, których już niewiele pozostało, wszak Neptun na okowitę zmieniony został. A żona coraz bardziej natarczywa się stawała, wszak nudziło jej się bez Neptuna, nie mówiąc, że to pamiątka po bracie , wysoko postawionym chorążym Ludowego Wojska Polskiego. Marian starał się unikać żony, kiedy tylko mógł. Nawet postanowił skopać ogródek, co wzbudziło podejrzenia żony, przecież lenia nie dało się do tego namówić od wielu lat. Marian szybko zasypiał wieczorami, i spał kamiennym snem. Rano nie słyszał, kiedy szanowna małżonka wychodziła do pracy. Co tu wymyślić, żeby żona uwierzyła…