Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy
You have to be logged-in in order to perform operations on this cache.
stats
Show cache statistics
"ŚPW"#6 "Morski" - OP8WYF
Owner: Katniss_81
Please log in to see the coordinates.
Altitude: 219 m. ASL.
 Region: Poland > podkarpackie
Cache type: Traditional
Size: Micro
Status: Archived
Date hidden: 08-08-2018
Date created: 07-11-2018
Date published: 11-11-2018
Last modification: 06-02-2023
7x Found
3x Not found
0 notes
watchers 1 watchers
26 visitors
5 x rated
Rated as: Good
In order to view coordinates and
the map of caches
you must be logged in
Cache attributes

Go geocaching with children  Bike  One-minute cache  Take something to write 

Please read the Opencaching attributes article.
Description PL

                                   Świadkowie Powstania Warszawskiego

 

Jest to mini seria umieszczona w przypadkowym miejscu, ma na celu przybliżyć wam Powstanie Warszawskie widziane oczami jego Bohaterów.
Seria powstała dzięki pomocy Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944 które udostępniło relacje świadków wykorzystane w opisach.

                                                                                                               Dziękujemy.

 

Janusz Hamerliński  ps. "Morski"                                                                      

ur 02.07.1926 w Warszawie

szeregowiec Armii Krajowej 

III drużyna, 165 pluton

kompania "Szare Szeregi" 

batalion "Kiliński"

 

 

"...W drodze na pozycję wyjściową dźwigałem dumnie PIATA ku podziwowi nielicznych przechodniów. W owym mieszkaniu na piętrze ćwiczyłem w pocie czoła napinanie sprężyny piata - naciąg oburącz przy jednoczesnym przytrzymywaniu kolby stopami obu nóg. Twarda była, cholera! Niestety, piata mi odebrano, wręczając w zamian ... świecę dymną. (Świeca dymna na nocny bój???)
         Tak bojowo wyekwipowany w broń krótką i świecę dymną siedziałem wraz z kolegami w piwnicznym korytarzu, niefrasobliwie igrając z wesołymi sanitariuszkami, ku zgorszeniu, pozamykanych w swoich piwnicach, mieszkańców domu. Przed wieczorem nadszedł rozkaz dalszego wymarszu, na ul. Królewską [nr 35]. Tam zapoznano nas z zadaniem. Brzmiało ono mniej więcej tak: "Pójdziecie gruzowiskiem [pkt 34] do domu [pkt 37] przy ul. Granicznej. Dom jest wypalony i tam zalegniecie.
         Przed wami pójdą minierzy i wysadzą szczytową ścianę zajętego przez Niemców domu [pkt 38]. Wasze zadanie, natychmiast po wybuchu szturmować kamienicę przez wyłom i dojść do placu Grzybowskiego. Tak jest!
         Gdy było już zupełnie ciemno - wyruszyliśmy. Bezpośrednio przed wyjściem powiedziano nam jednak: "Minierów niestety nie będzie. Nic to jednak nie szkodzi, bowiem w piwnicach jest przebity otwór i przez niego łatwo dojdziecie do Niemców!" 
         Ha, cóż, może to i rzeczywiście "nic nie szkodzi".
         Gęsiego cichutko przesuwamy się przez gruzowisko (jeszcze chyba z 1939 r.). Zupełnie ciemno. I cisza ... Podchodzimy wreszcie pod wypalony budynek [pkt 35]. Dzieli nas od niego jeszcze nieuszkodzony mur podwórza [pkt 36]. Bezpośrednio do muru przylegała szczytowa ściana wypalonej kamienicy. Aby dostać się do jej piwnic. trzeba było (jak się zdawało) przedostać się na podwórze, z niego do bramy a później szukać zejścia do piwnic. No tak, ale zaraz za podwórzem wznosiła się potężna ściana szczytowa kamienicy zajętej przez Niemców. W ścianie szereg okienek wentylacyjnych od spiżarni czy ustępów. C i s z a !!! Kilka, może 10 minut zalegam pod murem, który od naszej strony nie był wysoki, ponieważ pod nim leżało ok. półtora metra gruzu. Trzeba będzie zeskoczyć z wierzchołka muru na betonowe podwórko. Ale jak?
         W ręce pistolet, w drugiej cholerna świeca. Nie mam chlebaka, a kieszeń za mała. Świeca, wielkości prawie butelki wina, zawadza, krępuje ruchy. Zatem miłośnie ustawiam ją pod murem. Niech sobie postoi do lepszych czasów! 
         Na sygnał (szeptem czy ręką?) kolejno wychodzimy na szczyt muru i skaczemy w dół.Efekt zgoła nieprzewidziany! Stuk butów o beton (niektórzy mieli buty podkute). Głuche odgłosy padających z ponad dwumetrowej wysokości ciał. Temu i owemu przy zetknięciu z betonem od wstrząsu spadał hełm i toczył się, pięknie dźwięcząc po betonie. Skakałem jeden z pierwszych. I mnie potoczył się hełm. Kocim zrywem łapię oddalający się "garnek" i susa w lewo do bramy. Wciągam haust powietrza i co słyszę!?
         Po pięknej symfonii stuków, łomotów i dźwięczenia następuje jeden nieprzerwany huk eksplodujących granatów. To Niemcy ostrzeżeni "cichym" podejściem zaczynają ze wszystkich okienek wentylacyjnych wyrzucać granaty. Na razie strat nie mamy, widać są to tylko zaczepne granaty o słabym rozprysku. Słychać w ciemności komendę:
         - "Kryć się na schodach!"
         Rzut ciała w lewo i w dwóch skokach jesteśmy na schodach wypalonej klatki schodowej. Ja z "Wirem" ulokowaliśmy się na podeście półpiętra w pobliżu okna wychodzącego na podwórze. Huk granatów nie słabnie. W pewnej chwili słychać z bramy krzyk i głośne jęczenie, ktoś z naszych dostał!
         Z dołu słychać przerażony szept:
         - "O ranyl Urwało mu obie nogi!" 
         Nieszczęśliwy woła o ratunek, potem o dobicie. Nikt z nas nie ma odwago wyjść pod deszcz granatów i przyjść mu z pomocą… Po godzinie czy dwóch jęki ucichły... Jak by tu zresztą uniknąć wykrwawienia? Trzeba by chirurga...
         W kilkanaście minut po schronieniu się na schodach jest meldunek:
         - "Jest przejście do piwnic i wyłom do następnej (szturmowanej) kamienicy!"
         Słychać także wydawane przez kogoś na dole rozkazy ostrożnego przejścia przez czołówkę do korytarza piwnicznego. Następnie jednak poprzez huk granatów przebija wyraźny dźwięk tłuczonego szkła i serie z ckm-ów. Okazało się, że Niemcy wysłali piwniczny korytarz talerzami, słojami czy inną zastawą stołową, a u szczytu korytarza po swojej stronie ulokowali stanowisko ckm. Tak więc zaskoczenie było pełne ... po naszej stronie.
         Ponieważ nie sposób było sforsować zaporę ckm, a podejście do rzutu granatem w ciasnej piwnicy było mocno problematyczne i zawczasu sygnalizowane dźwiękiem rozdeptywanych talerzy, dowodzący akcją zaniechał dalszego szturmu.
         Zalegaliśmy nadal na schodach. Przybywało nam jednak rannych. Okazało się, ze można ich stosunkowo łatwo ewakuować przez to okno, przy którym leżałem z "Wirem". Okno bowiem na wysokości półpiętra było usytuowane prawie na tym samym poziomie, co szczyt muru podwórza. Był on oddalony zaledwie o pół metra w bok od okna. Gdybyśmy to wiedzieli wcześniej!
         "Wir" pojękiwał mocno, był ranny w plecy. Jemu, albo innemu koledze, zrobiłem opatrunek i przekazałem go w ręce sanitariuszek czatujących pod murem (i na nim). Tak byłem świadkiem ewakuacji kilku lub kilkunastu rannych. Były to trudne godziny. Huk nieustannie padających granatów osłabł, ale trwał nieprzerwanie.
         Godzina mijała za godziną w niesamowitym otępieniu. Co będzie, gdy się rozwidni? W pewnym momencie zauważyłem, że nie mogę podnieść prawej ręki. Jest dziwnie bezwładna, choć nie ma śladów krwi. Po prostu ścięgno nie chce pracować. Odbierałem bron długą od niektórych rannych, nie mogę unieść już prawą ręką karabinu, walczyć lewą? Pora się wycofać. 
         Zanim jednak przemyślałem ten zamiar, nadszedł rozkaz:
         - "Wycofać się na pozycje wyjściowe!"..."

 

Źródło: http://www.sppw1944.org/

Additional hints
You must be logged-in to see additional hints