"Czarnoksiężnik ze Szmaragdowego Grodu" to polski tytuł książki "the Wonderful Wizard of Oz" napisanej przez Franka Bauma na sam koniec XIX wieku. Jedynego wydanego polskiego przekładu dokonała Stefania Wortman. Historia doczekała się wielu ekranizacji, zarówno animowanych jak i aktorskich, musicali i przedstawień teatralnych. Spośród wszystkich nich najpopularniejszą (w pełni zasłużenie) jest film z 1939 r. w reżyserii Victora Fleminga.
Do tej historii mam szczególną słabość, bo nie wiem czy wiecie ale Dorotka wraz z ciotką i wujkiem mieszkali w Konstantynowie. Dla przeciętnego Amerykanina tak skomplikowana nazwa miasta była nie do wypowiedzenia dlatego autor skrócił ją do słowa "Kansas". Kroniki miasta podają, że XIX w. przeszedł przez Konstantynów huragan tak silny, że porywał całe drewniane domy. To właśnie było inspiracją do napisania tej książki
Historia mogła potoczyć się dużo prościej...
"Dorotka stanęła na skraju żółtej ścieżki i mimo, że obawiała się nieco tego, co może czekać ją na jej końcu, ruszyła przed siebie. Srebrne trzewiczki uwierały ją trochę i miały stanowczo zbyt wysokie obcasy, ale w tym niepewnym miejscu każdy czarodziejski przedmiot mógł okazać się nieoceniony.
- Trudno, rozchodzę je - pomyślała i dała pierwszy krok. Toto podszczekując ruszył wraz z nią.
Droga nie była jednak łatwa a przechadzka w nowych butach okazała się trudniejsza niż przypuszczała. Co rusz musiała łapać równowagę po poślizgnięciu obcasów w błocie.
- Mam nadzieję, że Szmaragdowy gród nie jest daleko. - pomyślała i stuknęła obcasem o obcas aby zrzucić grudę błota. - Wolałabym nie iść tą ścieżką zbyt długo. - powiedziała półgłosem i jeszcze raz stuknęła obcasami, gdyż błoto trzymało się mocno. - Właściwie to chciałabym iść ścieżką do domu. - powiedziawszy to głośno stuknęła obcasami z całych sił gdyż błoto było wyjątkowo uparte.
I w tym właśnie momencie unosząc głowę zauważyła, że wcale nie jest już w krainie Manczkinów, że nie ma żadnej żółtej ścieżki, że znajduje się w lesie, w lesie który całkiem dobrze zna. Znalazła się bowiem w Porszewicach. Zaparło jej dech w piersiach i długo nie mogła z siebie wydusić okrzyku radości. Dopiero szczekanie Tota wyrwało ją ze zdumienia.
- Choć Toto, idziemy do domu. Do Kanzasu mamy raptem godzinkę drogi!
Ruszyła więc ochoczo ale w momencie niewygodne buty dały znać o sobie. Dziwne było też to, że nie były już koloru srebrnego, ani tym bardziej rubinowego. Może straciły swój czar a z nim kolor? Na pewno jednak wciąż były okrutnie niewygodne. Dorotka postanowiła zdjąć je z nóg, a że mogły się jeszcze kiedyś przydać, to zakopała je pod pobliskim powalonym drzewem."
Historia mogła potoczyć się własnie tak ale ile byśmy wtedy stracili. Nie poznalibyśmy Blaszanego Drwala, Tchórzliwego Lwa i przede wszystkim Stracha na Wróble (którego najlepiej poznał Victor+). Nie poznalibyśmy również samego Czarnoksiężnika choć to akurat niewielka strata, bo to najnudniejsza postać w całej tej bajce. Wiele rzeczy wydarzyło się tylko dlatego, że Dorotka nie wdepnęła w kałużę na początku swej drogi do Szmaragdowego Grodu.
Skrzynka jest zakopana. Wewnątrz trochę fantów dla dzieci i trzewiki, których proszę nie zabierać. Poszukajcie dobrze logbooka. Powodzenia.