Szósta rano. Telefon. Odbieram i nim zdołam rozpuścić w rzeczywistości ostatnie zaklęcie z mojego snu słyszę zdenerwowanego Mariana
- Rozebrali mi piec! Co mam robić? Marznę!
Nie myślę za wiele o tej porze, tak więc musi mi Marian na spokojnie wyjaśnić tę historię od nowa.
Wiosną, gdy noce zrobiły się ciepłe a rześki poranek już nie mroził, opuścił to miejsce. Zamknął drzwi i wyszedł. Teraz wrócił. Chciał sprzątnąć stare flaszki, napalić w piecu i i przystawić zmarznięte stopy do kafli. Przeczekać mrozy. A tu nie ma już kafli. Nie ma pieca...
Szybko wstałam, wsiadłam na rower i popędziłam na pomoc. Okolica bogata w urbeksy, więc większego problemu z nowym siedliskiem dla Mariana nie było.
- nigdzie nie będzie tak, jak w tamtym domu - orzekł Marian, gdy przygotowywaliśmy do zamieszkania nową przestrzeń- nigdzie nie będzie takiej choinki...
Dla upamiętnienia tego miejsca (i ukojenia marianowych smutków) tworzę więc w tym starym domu spontanicznego kesza... Przybywających proszę o zabranie czegoś do pisania.
Przepraszam też za brak certyfikatów - poprawię się następnym razem :))
Teraz zadanie dla Was:
1 Poszukaj logbooka - to wiszący gdzieś w domu święty obrazek (jest widoczny, nie zrażaj się jednak, jeśli nie od razu go znajdziesz). Z tyłu jest oznakowane miejsce na wpisy.
2. Na podstawie oględzin strychu odpowiedz na pytanie: co Marian wieszał na choince? Odpowiedź (pisana dużymi literami w liczbie mnogiej) stanowi hasło do logbooka.