Skrzynka jest częścią Projektu Gryf, stworzonego przy współpracy z Nadleśnictwem Trzebież i Transgranicznym Ośrodkiem Edukacji Ekologicznej w Zalesiu.
Wszyscy chyba znają słówko DEET.
Ten magiczny środek zawarty w preparatach typu OFF nieraz ratował keszerską skórę przed hordami żarłocznych komarów i upierdliwych kleszczy. Chroni też przed muchami i meszkami.
Co jednak robili nasi przodkowie, zanim Amerykanie wpadli na pomysł stworzenia tego związku chemicznego? A jak radzili sobie z innymi szkodnikami, np. szczurami, pluskwami, etc?
Nasi przodkowie uciekali się do magii. Chwytali owady i wyprawiali im uroczyste pogrzeby. Miało to sprowokować wymarcie całych rodów latających paskudztw.
Oczywiście nie przynosiło to pożądanych efektów, ale może dać nam obraz determinacji z jaką nasi przodkowie walczyli z robactwem.
Tak na poważnie, Słowianie dysponowali całą gamą sposobów walki ze szkodnikami.
Przeciw gryzoniom zastawiano pułapki oraz trzymano zwierzę typu kot. Pasożyty były tępione np. przy okazji wyparzania odzieży. Miejsca uwielbiane przez pluskwy i prusaki Słowianie polewali wrzącą wodą, okadzali ziołami i kwiatami czeremchy. Pchełki odstrasza drobno posiekany piołun.
Zastawialiście się kiedyś skąd się wzięła nazwa muchomor? Ten grzybek nie tylko truje ludzi, ale także znakomicie radzi sobie z tępieniem much, usypiając je oraz uniemożliwiając rozwój larw.
Komary i meszki natomiast zwalczano dymem. W izbach palono np. hubą dębową lub szyszkami sosny. Dla ochrony bydła zapalano wielkie ogniska wspomagane lekką mierzwą. Swoją drogą niektórzy naukowcy twierdzą, że udomowieniu bydła bardzo sprzyjało posiadanie przez ludzi umiejętności rozniecania ognia. Poza domem ludzie używali małych przenośnych garnuszków z tlącą się hubą w celu odstraszenia insektów.
Sądząc po tym, że my żyjemy, czyli naszych protoplastów insekty nie zeżarły, można wnioskować, że wspomniane sposoby były skuteczne. Mamy też nadzieję, że naprowadzą Cię dziś na trop finalnego kesza Pierwszego etapu szukaj pod kordami. One naprowadzą Cię dalej.