Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy
Musisz być zalogowany, by wpisywać się do logu i dokonywać operacji na skrzynce.
stats
Zobacz statystykę skrzynki
Quis ut Deus? - NRU002 - OP4F12
Historia prawdziwa?
Właściciel: naruu
Zaloguj się, by zobaczyć współrzędne.
Wysokość: 56 m n.p.m.
 Województwo: Polska > wielkopolskie
Typ skrzynki: Quiz
Wielkość: Mikro
Status: Zarchiwizowana
Data ukrycia: 09-05-2012
Data utworzenia: 05-05-2012
Data opublikowania: 08-05-2012
Ostatnio zmodyfikowano: 28-04-2019
21x znaleziona
0x nieznaleziona
3 komentarze
watchers 5 obserwatorów
53 odwiedzających
19 x oceniona
Oceniona jako: znakomita
11 x rekomendowana
Skrzynka rekomendowana przez: Algida, BigBadWolf, dptak, etna&mars, Kuba M., luksta, marass1111, Nati., ronja, rredan, Witas86
Musisz się zalogować,
aby zobaczyć współrzędne oraz
mapę lokalizacji skrzynki
Atrybuty skrzynki

Można zabrać dzieci  Dostępna rowerem  Wymagany dodatkowy sprzęt  Szybka skrzynka  Weź coś do pisania  Przyczepiona magnesem  Miejsce historyczne 

Zapoznaj się z opisem atrybutów OC.
Opis PL
naruu, Poznań 05.05.2012r.
Quis ut Deus?
źródło: wikipedia (wolna licencja)

   Padał deszcz. Niebo było zasnute ciemnostalowymi chmurzyskami. Przed niewyraźnym od smug kropel deszczu oknem siedział chłopiec. Przyglądał się on z zaciekawieniem kroplom deszczu oraz rozmytemu światu za oknem.

Jego oczy wędrowały ku kolejnym strużkom wody, ku kolejnym postaciom, majaczących za ścianą deszczu. Wsłuchiwał się jak miliony kropel wygrywają skomplikowaną rapsodię dźwięków na parapetach, dachach, rynnach...

Lubił deszcz. Wielu jego rówieśników nienawidziło takiej pogody - gdyż nie mogli spędzać radośnie swojego czasu poza ogniskiem domowym. Jemu nie robiło to różnicy. Był zaciekawiony ludźmi, a dzięki deszczowi mógł ich obserwować z innej perspektywy niż zazwyczaj. Lubił też układać przeróżne obrazy w swojej głowie.

Przyglądał się uważnie kolejnym kropelkom spływającym po szybie, które beznamiętnie pokonywały tarcie na wiele różnych sposobów. Skojarzyły mu się one z górskimi potokami, które bezwzględnie i chaotycznie próbują odnaleźć właściwe dla siebie koryto.

Kiedy zamknął oczy, mógł usłyszeć szemrzący odgłos strumyków, które widział parę lat temu podczas górskiej wycieczki z rodzicami.. słyszał nawet dzieci górala, które krzycząc i śmiejąc się wniebogłosy pluskały się i pryskały wzajemnie w chłodnym i wartkim ruczaju.

Ale tego już nie ma. Otworzył oczy obudzony nagłym blaskiem, który przemierzył cały nieboskłon, mieniąc stalowe chmury oślepiającym błyskiem. Wtem usłyszał grzmot. Burza.

Cóż za wymowny akcent dla całej nierytmicznej harmonii dźwięków spadających kropel.

Po rozświetleniu okolicy przyjrzał się dokładniej niewyraźnym konturom przemierzających cały wodny świat za oknem. Zauważył sporo postaci, każdą odmienną. Widział ludzi starych, młodych. Kobiety i mężczyźni. Normalni ludzie, a jednak zupełnie inni.

Zachowują się inaczej niż zazwyczaj. Wszystko dzieje się dużo szybciej. Każdy przyspiesza kroku, byleby nie zmoknąć zanadto. Nikt się nie zatrzymuje. Czasami jakiś automobil przejedzie ulicą...Młoda kobieta ciągnie swoją córkę za rękę, która jest wyraźnie bardziej zainteresowana nowopowstałymi kałużami i potokami, aniżeli poganianiem przez rodziciela.

Starszy pan po przeciwnej stronie placu także się nie zatrzymuje. Zobaczył on swojego dobrego znajomego, przywitał się - nie zatrzymując. Zwykł zatrzymywać się na takie spotkanie w celu ucięcia złośliwych pogawędek o kobietach ze swoim znajomym. Lecz dzisiaj się nie zatrzymał. Było inaczej.

   Wzrok chłopca utkwił przez moment na jednej osóbce. Młoda dziewczyna, która przyszła od strony cmentarza postanowiła odczekać największą nawałnicę pod dorodnym dębem. Zaciekawił go odmienny behawior niewiasty w porównaniu z ogółem.

Rozglądała się ona to wokół, to na jej kompletnie przemoczone palto. Jej bezładne morze ciemnych loków lśniło kropelkami deszczu w migoczącym cieniu światła latarni. Próbował dojrzeć delikatne rysy jej lica, lecz wodny mur skutecznie mu to uniemożliwił. Nie wiedzieć czemu, owa kędzierzawa panna skojarzyła mu się z mityczną Melpomene.

Nagle spostrzegł drobny błysk, nie trwający więcej niż dziesiętna część sekundy - dobiegający z policzka dziewczyny. Zastanawiał się czy światło odbiło się od strużki wody spływającej niewieście z kaskady ciemnych loków, czy też może od czegoś innego.

   Niespodziewanie brzmienie utworu wygrywanego przez deszcz zostało urozmaicone o kolejne dźwięki. Dźwięki te zdawały się układać w słowa "Synku... Już czas...". Chłopiec odwrócił głowę, i ujrzał w drzwiach izby strudzone i zmarnowane oblicze swojej rodzicielki.

- Nie chcę tam iść... - odparł chłopiec z trwogą w głosie.

- Musimy... - wydusiła z siebie matka chłopca.

- Mamo... Ale ja się boję... Nie chcę! - odpowiada rozpaczliwie chłopiec, bez wiary w powodzenie jego lamentów.

- Rozumiem, synku. Wiem, że nienawidzisz tego miejsca. - przytuliła go czule. - Lecz musimy to przetrzymać... chwilkę wytrzymamy i wszystko będzie jak wcześniej...

   Przyszło teraz chłopcu samemu skonfrontować się z deszczowym światem. Światem, który był dla niego obcy. Teraz sam stał się jego częścią.

Kropelki wody wciąż wygrywały tę samą zawiłą melodię - lecz teraz mógł je doświadczyć innymi zmysłami. Mrugające światło latarni mieniło się odbijając od tafli mokrych chodników, kolejnych potoków.

Ludzi tyle samo co chwilę temu, wszyscy tak samo zabiegani. Dziewczyny już nie było. Może była to tylko błędna zjawa - pomyślał chłopiec podążając powolnym krokiem w kierunku znienawidzonego miejsca.

Wszyscy dookoła nich spieszyli się, byle nie zmoknąć. Im już było wszystko jedno. Wiedzą, że zmoknięcie to najmniejsza pokuta, jaka ich może spotkać.

Chłopiec źle się czuł podczas podróży do tego miejsca. Lubił deszcz, lecz sprawiał mu on ból.

Przemierzając kolejne metry w mieniącym się świecie myślał o przyjemnych rzeczach. Wspominał spotkania z rówieśnikami przy ognisku, wiele przemiłych chwil, które uleciały tak szybko jak się pojawiły. Wtem pomyślał o swoim najlepszym przyjacielu, który był najdojrzalszy ze wszystkich jego rówieśników, imponował mądrością i cnotą. Do tego pomagał słabszym.

Na myśl o dawnym przyjacielu, chłopcu zachciało się łkać rzewnie.

"Może uronię jedną łzę, mama i tak nie zauważy... Pomyśli, że to kropelka deszczu spływa mi po policzku..." - pomyślał chłopiec, po czym rozpłakał się.

Matka uspokaja chłopca ściskając go czule. Wiedziała ile cierpienia kosztuje go podróż w to miejsce.

- Już prawie jesteśmy, synku. Jeszcze chwilka i skończy się ten ból...

   Chłopiec dostrzegał już przez załzawione oczy kontury posępnej, smukłej wieży, przebijającej się do niebios. Wydawało mu się, że to właśnie ona wywołała całą nawałnicę. Wieża wydawała się dla chłopca niezwykle wroga i wyobcowana. Nie pasowała mu do tego świata. Teraz, cała pociemniała od kropel deszczu, sprawiała wrażenie jeszcze bardziej posępnej.

Zmierzali powoli w jej stronę.

Na górze wieży stał strażnik. Jak zawsze.

Mógł z tego miejsca obserwować dosłownie całe otoczenie. Przemierzał teraz wzrokiem okolice - jak zwykle swym srogim wzrokiem płynącym z lodowatych oczu, które widziały już wiele. Niezmienny wyraz jego twarzy naznaczonej wieloma szramami wywoływał przerażenie, ale również poczucie bezpieczeństwa. Złota jego zbroja połyskuje migotliwie. Długi i złowieszczy miecz u jego pasa... Oraz niezmiernie długa szata. To wszystko sprawiało, że strażnik wydawał się nieprawdziwy, jakby był on integralną częścią tego miejsca, lub jakby w ogóle nie istniał i był tylko przemijającym obrazem.

- Mamo... Dlaczego ten strażnik jest taki przerażający... chyba spojrzał się w moją stronę... boję się! - rzekł z trwogą chłopiec i wtulił się w swą rodzicielkę.

- Spokojnie synku... On tylko pilnuje tego miejsca, nie zrobi ci krzywdy.

- Ale dlaczego on ma taki wzrok...

- Legendy głoszą, że wiele już doświadczył w życiu, że walczył z wieloma potwornymi bestiami, chroniąc innych. Głoszą też, że jest on niezmiernie lojalnym i oddanym strażnikiem.

Spostrzegli kontury wielu innych strażników, umiejscowionych w niższych partiach wieży. Byli oni gotowi w każdej chwili podjąć walkę.

- Wiesz co, Synku? - szepnęła. - Ludzie mówią, że ostatnio zawarł on przymierze ze światem obślizgłych stworów, z którymi walczył w przeszłości... I teraz żyje z nimi w pełnej zgodzie i afirmacji.

- To bardzo dziwne...

- Ciekawe czy będzie to miało jakiś wpływ na nas...

   Kiedy już wkroczyli w obcy świat niedaleko wieży - napotkali grupkę osób pilnowanych przez strażników. Byli to w większości młodzieńcy, niektórzy młodsi, niektórzy starsi od chłopca. Niektórzy mieli szczęście przyjść z osobą towarzyszącą, inni nie.

Ich smutne wyrazy twarzy stworzyły pewną więź pomiędzy nimi a chłopcem. Identyfikował się z nimi.

Dotarli już do stóp wieży. Podwładny strażnik w lśniącej zbroi podszedł do chłopca.

- Proszę tutaj. - rzekł oschłym głosem i zaprowadził chłopca w miejsce za wieżą. Matka musiała pozostać przed wieżą.

   Chłopiec trafił do miejsca, które było jeszcze bardziej obce dla niego. Ptaki, które zwykle rozśpiewywały to miejsce - pochowały się po różnych zakamarkach. Pozostał tylko śpiew kropel deszczu i grzechocącej zbroi.

Czuł napiętą atmosferę chmurnej uroczystości. Przeżywał już to kilka razy, i za każdym razem czuł się równie źle. Rozejrzał się po okolicy. Widział miejsca pamięci osób, których w ogóle nie znał. Zastanawiał się czy ktokolwiek będzie pamiętał tutaj o takich osobach jak on. Widział też pomieszczenie, które wydało mu się alkierzem, któremu wyraźnie czegoś brakowało, ale nie wiedział czego.

Gdy tak się przyglądał - odbywało się przydługie przemówienie jednego z głównych strażników. Nie miał ochoty słuchać. Ta przemowa wydawała mu się absolutnie sprzeczna z jego poglądami. Podobne zdanie zdawali się mieć jego współtowarzysze.

Całą ceremonie z góry obserwował główny strażnik.

Jedyne co chłopiec zapamiętał z tego przemówienia to wymowne zdanie wykrzyczane przez jednego ze strażników, które brzmiało: "Jak śnieg w lecie i jak deszcz w żniwa, tak głupiemu nie przystoi chwała."

Rozległ się potworny grzmot wraz z oślepiającym światłem. Strażnik rozbłysnął w świetle błyskawicy i luksferów.

Gdy zakończono przemowę, przerażenie chłopca sięgnęło zenitu.

   Jeden z groźnie wyglądających strażników czął podchodzić do chłopca. Kątem oka dostrzegł, że inny strażnik podchodzi do innego chłopca, nieco starszego od niego. Gdy chłopiec poczuł obecność strażnika - napiął wszystkie mięśnie i zamknął oczy w oczekiwaniu na najgorsze. Poczuł na ramieniu metalową rękę strażnika.

- Rozkazuje ci pokłonić się nad jej najukochańszą eminencją, najświętszą niewiastą obleczoną w słońce! Nędzny głupcze!

Chłopiec powolnie ruszył w stronę miejsca, w które rozkazał mu pójść strażnik. Widział kątem oka, że drugi chłopiec musiał wykonywać dokładnie te same polecenia.

Gdy chłopiec zbliżył się, by posłusznie wykonać polecenie strażnika. Usłyszał cichy szept matki.

"Złóż hołd, Azazelku..."


Dodatkowe informacje
Musisz być zalogowany, aby zobaczyć dodatkowe informacje.
Obrazki/zdjęcia
Psujka. :) Może komuś zaświta w główce.