Miejsce konspiracyjnie niepozorne, ale ma swoją tajemnicę.
W tym podwórku jak można wyczytać z tablicy w 1945-1948 znajdowała się rusznikarnia i magazyn broni Armii Krajowej. Broń gromadzono przez cały czas okupacji, przygotowując się do przyszłego powstania - bo te to Polacy mają we krwi.
Skąd ją pozyskiwano?
- Z dawnego uzbrojenia Wojska Polskiego z kampanii wrześniowej. Żołnierze polscy, idąc do niewoli mieli obowiązek oddać broń i pewne elementy munduru. Wszyscy niemal zrywali z czapek orzełki, by Niemcy ich nie bezcześcili, a broń zakopywano, a jeśli już trzeba było ją oddać, to najpierw uszkadzano, aby okupant nie miał z niej przynajmniej pożytku. Wyodrębnione później specjalne grupy już za czasów SZP ruszały w teren potyczek wrześniowych i wykopywały zabezpieczoną broń. Bywała ona poukrywana w lasach, dołach, na wsiach, w stodołach, często zakopana w prowizorycznych grobach udających ludzkie. Karabiny i naboje zalewano jakimś tłuszczem i owijano w szmaty. Często jednak taka broń po odnalezieniu nie nadawała się już do użytku. Przykładowo na 5 wykopanych pocisków odpalały jedynie 3...
- Ze zrzutów dokonywanych przez aliantów na terenie Generalnej Guberni. Brytyjskie samoloty RAFu, startujące z włoskiego Brindisi nadkładały tysiące kilometrów, by dotrzeć nad Polskę ze zrzutami; Sowieci, którzy w 1944 mieli bezpieczne lotniska kilkanaście kilometrów od Warszawy, nie raczyli w tej kwestii palcem kiwnąć. Taki sojusznik. Brytyjskie zrzuty dla największej podziemnej armii świata stanowiły w sumie ok. 670 ton sprzętu bojowego, z czego w ręce AK dostało się 443 tony - dla porównania Francja otrzymała 10485 ton, Jugosławia 76117 ton, Grecja 5796 ton...
- Z własnej konspiracyjnej produkcji. Rusznikarnie mieściły się zwykle w mieszkaniach, jak to, lub były zadekowane po halach i fabrykach. Własna produkcja ZWZ ruszyła już w roku 1940. Domowymi metodami robiono butelki zapalające, granaty (karbidówki - z lamp, sidolówki - z łatwopalnej pasty do butów, filipinki - szczyt techniki osiągalny metodą chałupniczą), miotacze ognia. W miejscach nieco bardziej wyspecjalizowanych, w Guberni, wytwarzano pistolety maszynowe. Produkcję polskich peemów STEN i "Błyskawica" rozpoczęto w zimie 1943/1944 - gdy zawiodły alianckie zrzuty. Wzorowano je na najlepszych dostępnych projektach, różniły się od nich tylko przystosowaniem do produkcji w ręcznej - mocowania były gwintowane i skręcane zamiast trwałych nitów. Do lipca 1944 w Warszawie wyprodukowano ok. 2000 "Błyskawic" i 650 STEN-ów, do których przywieziono z Radomia ok. 100.000 naboi. Co ciekawe, chałupniczo produkowany polski sten, zaprojektowany na wzór brytyjskiego, był... lepszy od pierwowzoru!
- Z zakupów. Broń sprzedawali Akowcom zdemoralizowani żołnierze niemieccy, włoscy. Bardziej zorganizowane dostawy otrzymywaliśmy od Węgrów - niby sprzymierzonych z Rzeszą - ale w końcu Polak, Węgier dwa bratanki...
- Ze zdobyczy na wrogu. Po upadku Powstania Warszawskiego, część powstańców wyszła z miasta ukryta wśród cywilów - oni także wynieśli stamtąd część uzbrojenia i wywieźli w różne części Polski.
Broń przechowywano na potrzeby powstania i Akcji Burza w bezpiecznych lokalach konspiracyjnych. Kiedy gen. Okulicki w 1945 rozwiązał Armię Krajową, broń przejęli ci, którzy zdecydowali się pozostać nadal w konspiracji (resztę aresztowano): NIE i WiN, w których skład wchodzili np. partyzanci z Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Używali oni teraz pochowanej broni do walki z okupantem sowieckim: likwidowali agentów UB, rozbrajali posterunki MO i po prostu próbowali przeżyć, ukrywając się w lasach. Poakowska partyzantka utrzymała się do połowy lat pięćdziesiątych - jej dowódców komunistyczne władze skazywały za zdradę Ojczyzny. Przykładowy wyrok: osiemnastokrotna kara śmierci przez powieszenie.
Gloria Victis
Skrzynka:
W tym keszu nie znajdziecie logbooka, ze względu na sposób ukrycia i swój rozmiar długo by nie posłużył, zatem dorzuciłam hasło i tylko ono jest Wam potrzebne ! Pisane dużymi literami, łącznie !
You must be logged-in to see additional hints