Zaloguj się, by zobaczyć współrzędne.
Wysokość: 114 m n.p.m.
Województwo:
Polska > mazowieckie
Typ skrzynki:
Tradycyjna
Wielkość:
Mikro
Status:
Gotowa do szukania
Data ukrycia: 30-09-2013
Data utworzenia: 01-09-2013
Data opublikowania: 30-09-2013
Ostatnio zmodyfikowano: 30-09-2013
122x znaleziona
6x nieznaleziona
6 komentarze
5 obserwatorów
112 odwiedzających
91 x oceniona
Oceniona jako:
dobra
Musisz się zalogować,
aby zobaczyć współrzędne oraz
mapę lokalizacji skrzynki
Poniższa historia to tragiczny splot dwóch życiorysów.
Juliusz Blachowski urodził się w 1890 roku. Wcześnie rozpoczął działalność polityczną w PPS. W 1906 został skazany na 6 lat katorgi, a następnie dożywotnie osiedlenie na Syberii. Po wojnie wrócił do Polski. Od 1923 rozpoczął pracę w zakładach żyrardowskich w księgowości, kontynuując jednocześnie działaność partyjną w PPS. Nie był wcale radykałem, mimo że w tym czasie robotnicy Żyrardowa radykalizowali się w gwałtownym tempie. W latach 1924-1927 Blachowski był radnym miejskim, a przez pewnien czas nawet prezesem Rady Miejskiej Żyrardowa.
Wiosną 1932 do fabryki w Żyrardowie został skierowany nowy dyrektor pan Gaston Koehler-Badin. Już krótka jego działalność na terenie fabryki pokazała, że nie będzie on lubiany... raczej znienawidzony. Był osobą bardzo butną, opryskliwą i surową dla swoich pracowników. Inną zupełnie sprawą jest, że ze swoich obowiązków dyrektorskich wywiązywał się raczej dobrze.
Przejdźmy do głównego zagadnienia... w jakich okolicznościach doszło do zabójstwa dyrektora głównego zakładów w Żyrardowie? Wiosną 26 kwietnia 1932 roku pan Gaston Koehler-Badin po ukończeniu urzędowania w biurze wybrał się do kawiarni "Ziemiańska" przy ul. Mazowieckiej 12 w Warszawie. Dosyć szybko zakończył umówione wcześniej spotkanie, portier podał mu płaszcz i wylewnie pożegnał stałego klienta. Ten ledwo postąpił parę kroków (zdążył przejść na drugą stronę ulicy), gdy podszedł do niego jakiś zbiedzony człowiek i zaczął coś mówić. Zaskoczony Koehler słuchał z niecierpliwością słów tamtego, który, widać, prosił go o coś. Potem dopiero okazało się, że człowiekowi temu chodziło o to, by nie wyrzucano go z mieszkania, jakie zajmował w Żyrardowie na osiedlu robotniczym. Koehler, nie zważając na natręta, chciał pójść dalej. ale tamten nie ustępował, mówił coś o chorej żonie, o tym, że przez długie lata pracował... Tego Koehler miał dość. Odsunął intruza na bok i rzucił mu pogardliwie: Weg! Wówczas nagabujący Koehlera człowiek jak gdyby się przobraził. Wyprostował się, przestał prosić i błagać, w oczach zabłysła nienawiść i rozpacz. Koehlera to przeraziło, ale było już za późno. Napastnik (Juliusz Blachowski) wyjął z kieszeni pistolet kierując go w pierś dyrektora. Padł jeden strzał, drugi, trzeci. Koehler chciał jeszcze uciekać, przebiegł na druga stronę Mazowieckiej, ale dotarłszy do numeru 12, zachwiał się i przewrócił - zalany krwią. Weg było ostatnim słowem w jego zyciu. Na odgłos strzałów zbiegli się przechodnie. Zabójca stał jeszcze w tym miejscu, z którego strzelał. W opuszczonej dłoni trzymał rewolwer. Gdy mu go zabrano - nie reagował. Spokojnie poszedł z policją do komisariatu, mimo że zarówno przechodnie, jaki i policjanci stwierdzili, że był w stanie zamroczenia alkoholem.
Juliusz Blachowski stanął przed sądem. Jego proces był właściwie formalnością, bo było wielu świadków zabójstwa dokonanego na obywatelu szwajcarskim, naczelnym dyrektorze fabryki w Żyrardowie - Gastonie Koehler-Badin. Skandalem żyrardowskim żyła cała Polska, a proces szczegółowo relacjonowała prasa. Zgodnie z przewidywaniami, Blachowski za swój czyn zapłacił śmiercią.