Koń Sambora ospale dreptał gościńcem niosąc swego właściciela, który wyczerpany kilkudniową wędrówką, przysypiał w siodle. Potrzebowali postoju i cieplej strawy a w okolicy nie było gospody. Sambor obudził się, gdy wjeżdżali do wioski. Rozejrzał się i ze zrezygnowaniem stwierdził, że jego brzuch dziś już nic ciepłego nie dostanie a nocleg znów będzie w krzakach. Ale nagle poczuł zapach ciepłego chleba, pospieszył konia i poszli za zapachem. Trafił na podwórzec, gdzie przed domostwem zastał...
- Drogomir! Stary druchu! - zakrzyknął Sambor i zeskoczył z konia - Niebiosa mi ciebie zesłały! Czy znajdziesz dla starego kompana ciepły kąt na noc i garniec cieplej strawy? Okropnie żem strudzon wędrówką.
- Gość w dom, Bóg w dom! A do tego taki gość! - odrzekł uradowany spotkaniem Drogomir - zapraszam w moje skromne progi! Jagna, gościa mamy!
Sambor z zadowoleniem stwierdził, że zapach, który go tu przywiódł, wydobywa się właśnie z domu przyjaciela. Po obfitej kolacji, Sambor udał się nad piec chlebowy, na zapiecek, tam rozłożył się wygodnie na plecach, głową do wejścia i zasnął jak dziecię.
Kesz:
Jeśli pójdziesz śladami Sambora, ułożysz się jak on na zapiecku i wyciągniesz w bok prawą rękę, kesza masz w dłoni. Pudełko to mikrotutka ukryta w murze.