O miejscu:
Łysa Góra koło Gostomia to najwyższy szczyt gminy Kościerzyna (225,3 m n.p.m.). Oczywiście, jak każda inna łysa góra w tej cześci Europy, również i ta była niegdyś ośrodkiem kultu pogańskich bóstw i miejscem regularnych sabatów czarownic. Te diabelskie praktyki udało się ukrócić dopiero w 1935 roku, kiedy to na szczycie Łysej Góry postawiono lotnisko i hangary Pomorskiej Szkoły Szybowcowej LOPP. Po 1950 roku wzniesienie zajęło wojsko. Odtąd stacjonowała tu 221. kompania radiotechniczna zajmująca się przede wszystkim wykrywaniem i naprowadzaniem radiolokacyjnym, czyli po prostu obsługą radarów. W 1990 roku jednostka została rozwiązana i wyniosła się z Łysej Góry, która w następnych latach zarosła świerkami i nie jest już wcale łysa. Od 2014 roku w pozostałościach bazy ukryta jest skrzynka geocache OP82XC. Więcej informacji o miejscu, archiwalne zdjęcia i wspomnienia żołnierzy stacjonujących na Łysej Górze znajdziecie tutaj.
O keszu:
Współrzędne wskazują miejsce rozpoczęcia poszukiwań – plac przed wejściem do bazy (widoczny na zdjęciu). Można tu dojechać nawet samochodem, ale polecam się przejść. Tutaj znajdują się garaże dla ciężarówek-mobilnych stacji radiolokacyjnych Jawor-M2. Należy dostać się do wnętrza bazy i przeszukać wszystkie miejsca, gdzie da się przymocować skrytkę magnetyczną. Nie zostało tego wiele, więc odnalezienie kesza nie powinno nastręczyć zbyt wielu trudności. W razie skrajnego lenistwa, braku czasu, problemów można zapoznać się z zakodowanymi informacjami dodatkowymi. Spojler!
Uwaga! Kesz oznaczony jako niebezpieczny. Ludziom zachowującym się normalnie nic nie zagraża. Gdyby jednak ktoś postanowił biegać po okolicy nie patrząc pod nogi, po ciemku albo z zamkniętymi oczyma, musi się liczyć z możliwością wpadnięcia do szybu, a w efekcie połamanymi kończynami i samotnym oczekiwaniem na bolesną śmierć.
W założeniach keszyk miał być znacznie lepiej przygotowany niż jest faktycznie. Miałem pewne problemy z koncentracją, gdyż całą noc poprzedzającą założenie kesza spędziłem u kumpla nad butelką czegoś mocniejszego. Nick zobowiązuje. Zaowocowało to między innymi brakiem ołówka w pojemniku (byłbym wdzięczny, gdyby jakaś dobra dusza uzupełniła ten brak) oraz gafą podczas drukowania logbooka przygotowanego specjalnie na tę okazję, przez co ten ostatni nie prezentuje się tak dobrze, jak powinien. Na miejscu okazało się też, że wszystkie cudowne kryjówki, które oglądałem na zdjęciach, zostały dawno rozkradzione przez złomiarzy, przez co zlewające się z otoczeniem maskowanie na patencie nie chce się teraz za bardzo zlewać z otoczeniem, a ja muszę obejść się bez zielonych gwiazdek rekomendacji... Ostatecznie przesadzam trochę i kesz nie jest wcale taki zły. A nawet gdyby to był najgorszy kesz w całym serwisie, to warto go odwiedzić ze względu na miejsce, gdzie został ukryty. To ciekawe miejsce, warto je znać!